Amerykański prezydent każdego dnia zaskakuje kolejnymi deklaracjami. Nie minął miesiąc od objęcia przez niego urzędu prezydenta, a już zdążył nałożyć 25-procentowe cła na Meksyk i Kanadę. Nałożył też 10-procentowe cła na Chiny. Zapowiedział jednocześnie, że opodatkuje handel z Unią Europejską.
Czytaj więcej
Administracja Trumpa rozważa wprowadzenie 10-proc. ceł na towary z UE. Taki ruch mógłby wepchnąć strefę euro w recesję. Przykład zmiany planów wobec Kanady i Meksyku pokazuje jednak, że prezydenta USA da się obłaskawić.
Sytuacja jest dynamiczna. Cła wobec Kanady i Meksyku zostały na razie zawieszone na miesiąc. Chiny natomiast odpowiedziały 15-procentowymi cłami odwetowymi, między innymi na amerykański węgiel, ropę i LNG oraz 10-procentowymi na sprzęt naftowy i rolniczy oraz ogłosiły dochodzenie w sprawie Google’a.
Rozbieżne wyliczenia
Na tym tle w stosunkowo dobrej sytuacji znajduje się Wielka Brytania, która opuściła Unię Europejską, a z której władzami – jak mówi Trump – dobrze mu się współpracuje. Wskazał tu konkretnie na premiera Keira Starmera. I zasugerował, że kraj ten mógłby zostać wyłączony z ceł. Choć wielu podkreśla, że takie podejście wynika z faktu, że Wielka Brytania jest jednym z niewielu krajów, które są w stanie udowodnić, że kupuje więcej od USA niż Stany Zjednoczone kupują od niej.
Choć dane są niejednoznaczne. Brytyjskie statystyki mówią o nadwyżce w handlu z USA w 2023 roku (ostatni pełny rok, za który dostępne są dane) na poziomie około 71 mld funtów. Z kolei amerykańscy statystycy szacują, że to Stany Zjednoczone miały nadwyżkę na poziomie około 14,5 mld dolarów (czyli około 12 mld funtów). Rozbieżności te wynikają z różnych sposobów mierzenia handlu. Brytyjczycy liczą zapewne, że Trump będzie nadal korzystał z amerykańskich wyliczeń.