Rz: Obecna ustawa o sieci szpitali znacznie się różni od tej, którą współtworzył pan za czasów ministra Religi.
Bolesław Piecha: Idea jest zbieżna: wzmocnić rolę państwa w systemie opieki zdrowotnej. Wszystkie nowoczesne systemy ochrony zdrowia w Europie opierają się na protekcjonizmie państwa i wiadomo, że wolny rynek się tu nie sprawdzi. My sieć budowaliśmy oddolnie, opierając ją na województwach, wśród których pozytywnie wyróżniało się od lat zdominowane przez Platformę pomorskie. Minister Radziwiłł woli rozwiązania centralne. Różnimy się w szczegółach, ale to w nich tkwi diabeł.
W których konkretnie?
Kłopotem są zakusy lobbystyczne niektórych grup lekarzy czy dyrektorów placówek, by tę sieć rozszerzać na kolejne typy lecznic. Na przykład na jednoprofilowe szpitale kardiologii interwencyjnej. Niestety, od pierwszych rozmów o sieci szpitali w 2006 r. upłynęło dziesięć lat wolnoamerykanki, kiedy inwestorzy szukali różnych możliwości ulokowania pieniędzy w ochronie zdrowia i uzyskania renty. Głównymi dziedzinami stały się diagnostyka onkologiczna i kardiologia interwencyjna. Inwestorzy zauważyli, jak łatwo przekonać polityków i Narodowy Fundusz Zdrowia, że nie można limitować wydatków na leczenie zawałów serca. Teraz, gdy ustawą próbuje się im odciąć dostęp do środków publicznych, protestują, i wcale im się nie dziwię.
Jako jeden z nielicznych. Kardiolodzy interwencyjni wydają się negatywnym bohaterem obecnego kierownictwa resortu zdrowia.