2023 r. upłynął pod znakiem „Bezpiecznego kredytu 2 proc.” i kłopotów z podażą mieszkań. Jaki udział w waszej sprzedaży mieli klienci z subsydiowanym kredytem?
Żeby zrozumieć, co się wydarzyło w 2023 r. na rynku, należy cofnąć się do 2022 r., który zaczął się dobrze, ponieważ popyt i podaż były we względnej równowadze pomimo wyższej inflacji. Wybuch wojny w Ukrainie zmienił wszystko: świat wstrzymał oddech, klienci decyzję o zakupach, deweloperzy starty nowych projektów – i to był początek luki podażowej. W III kwartale rynek osiągnął dno, pod koniec 2022 r. deweloperzy nie spodziewali się tego, co się wydarzy w 2023 r. Nastąpiła zapowiedź programu „Bezpieczny kredyt 2 proc.” i choć wiadomo było, że ruszy on w lipcu, uaktywnili się klienci, którzy wiedzieli, że nie spełnią kryteriów programu, a przy ograniczonej ofercie mieszkań nie ma na co czekać i konkurować w wakacje z beneficjentami programu. Zaczął się szturm na biura sprzedaży, szczególnie mocny był III kwartał, kiedy dołączyli nabywcy korzystający z programu. Ostatni kwartał był nieco słabszy od trzeciego, ale reasumując, cały 2023 r. był fantastyczny dla deweloperów i koszmarny dla klientów: oferta mieszkań była mała, czasu na decyzje – często przecież życiowe – praktycznie nie było, a ceny wzrosły.
My z programu skorzystaliśmy pośrednio, transakcji z udziałem „Bezpiecznego kredytu” było 20–30. O całkowitej sprzedaży nie mogę powiedzieć, należymy do grupy notowanej na giełdzie.
Stary program się skończył, nowy się dopiero kształtuje i ma nadejść w wakacje. Czy nie będzie „powtórki z rozrywki”?
Tego nie wiemy, myślę, że jesteśmy w nieco innej sytuacji niż rok temu. Chyba już do wszystkich dotarło, że czasy taniego kapitału się skończyły, więc w zasadzie nie ma na co czekać, jeśli chodzi o decyzje zakupowe, bo mieszkania są coraz droższe. Ludzie wrócili do normalnego funkcjonowania, dlatego myślę, że część klientów nie będzie czekać na nowy program. Dziś znamy zarys, ale nie szczegóły.