Od 1 stycznia jest pan prezesem Dom Development, drugim od założenia spółki w 1996 r. Ubiegłoroczna rekonstrukcja zarządu była znacznie głębsza: w efekcie od 1 marca będziecie działać w praktycznie całkowicie nowym składzie, w ramach awansów wewnętrznych i z CFO Moniką Dobosz, która pracowała ostatnio dla MLP Group. Czyli paradoksalnie rewolucja i ewolucja. Jaką ma pan wizję grupy, czy rada nadzorcza powierzyła pana ekipie jakieś szczególne zadania?
Już podczas nominacji w zeszłym roku komunikowałem dosyć precyzyjnie i jasno: nie będziemy robić rewolucji. Myślę, że model biznesowy i sposób funkcjonowania na rynku wypracowany przez lata pozostanie z nami na długo. Mamy jako organizacja dosyć konserwatywne podejście do funkcjonowania, nie szukamy na siłę nowych obszarów działalności, będziemy robić dalej to, na czym się najlepiej znamy i gdzie przez wiele lat budowaliśmy kompetencje, czyli budować mieszkania.
Na pewno będziemy chcieli umacniać pozycję tam, gdzie jesteśmy obecni, czyli w Warszawie, Wrocławiu, Trójmieście – tu jesteśmy liderami – i Krakowie – gdzie po trzech latach jesteśmy w pierwszej trójce. Uważamy, że te miasta są najsilniejsze, dają gwarancje płynnego przejścia przez rynkowe perturbacje, bo są najbardziej wyporne. W jakiejś perspektywie pewnie będziemy chcieli pojawić się w kolejnym mieście.
A jako spółka giełdowa będziemy kontynuować politykę dywidendową – chyba, że postawimy na jakieś silne wzrosty organizacji w przyszłości.
Czytaj więcej
W 2024 r. spadła sprzedaż i wzrosła oferta lokali z najwyższej półki. Jakie czynniki chłodzą popyt najzamożniejszych?
W latach 2023-2024 wypłacaliście dywidendę dwa razy w roku. Czy tak już zostanie – jako pewien sposób zwiększenia atrakcyjności dla inwestorów?
Tak się akurat złożyło, ale nie jest to coś, co będzie zasadą. Nie jest to wykluczone, ale decyzje będą podejmowane w danym roku na bieżąco, w zależności od otoczenia, sytuacji płynnościowej itd.