RZ: Dzięki wcześniejszym misjom automatycznych sond Jowisza zdążyliśmy już dość dobrze poznać. Czy jest sens jeszcze raz go badać?
Chciałbym zaznaczyć, że głównym celem, dla którego sonda New Horizons znalazła się w pobliżu Jowisza, jest wykorzystanie wspomagania grawitacyjnego tej olbrzymiej planety. Zgodnie z założeniami w wyniku zbliżenia do Jowisza prędkość sondy wzrosła do 27 kilometrów na sekundę względem Słońca. Naukowcom z NASA chodziło też o zmianę kierunku sondy „wycelowanie” jej w kierunku Plutona. Płaszczyzna orbity Plutona odchylona jest od płaszczyzny ruchu planet o ok. 17 stopni, chodziło więc o to, aby po minięciu Jowisza sonda trafiła w Plutona.
Ale sonda wykonała też zdjęcia i przeprowadziła pomiary.
Drugim zadaniem, jakie wyznaczono sondzie w pobliżu Jowisza, była kalibracja urządzeń. To ostatnia nadarzająca się ku temu okazja. Jowisz był wielokrotnie obserwowany i materiał uzyskany teraz można bez przeszkód porównać z wynikami uzyskanymi przez poprzednie sondy.New Horizons dokładnie przebadała pole magnetyczne Jowisza. Przez stosunkowo długi czas, jako jedyna z dotychczasowych misji, przelatywała przez długi „ogon” magnetosfery olbrzyma. Ten ogon ciągnący się daleko za pędzącą wokół Słońca planetę okazał się być niejednorodny. Sonda zlokalizowała w niej „bąble” zjonizowanej materii. Na podstawie danych przesłanych przez sondę naukowcy odkryli korelację tych „bąbli” z okresem obrotu Jowisza. Przeprowadzili ich analizę i doszli do wniosku, że są utworzone przez naładowane cząstki pochodzące z naturalnego satelity Io. Dane nadesłane przez New Horizons są ważne, bo magnetosfera Jowisza to największa tego typu struktura w całym Układzie Słonecznym. Poznanie jej jest kluczowe dla zrozumienia tego, co dzieje się w odkrywanych odległych układach pozasłonecznych, gdzie gazowe olbrzymy podobne do Jowisza są najłatwiejsze do zidentyfikowania.
Dzięki instrumentom New Horizons, które są o wiele dokładniejsze niż wszystkich poprzednich misji, naukowcy mogli przyjrzeć się też pierścieniom Jowisza.