Najczęściej o dronach można usłyszeć w kontekście wojskowego rozpoznania terenu oraz nalotów z wykorzystaniem bezzałogowych maszyn. Bezpieczne dla obsługujących je techników, czasami popełniające błędy i atakujące cywili, drony służą jako jeden z ważniejszych elementów walki z terrorystami na Dalekim Wschodzie. Według statystyk co dziesiąta ofiara ich ataków to cywil. Administracja Obamy korzysta z nich w Pakistanie, wcześniej służyły także w Afganistanie i Iraku.
Wiele zastosowań
Mogą być rozmaitej wielkości i kształtów. Niektóre przypominają helikoptery, inne wielkie latawce, którymi bawią się dzieci. Potrafią przenosić wojskowe rakiety, co za tym idzie drony mogą przydać się w tradycyjnej logistyce. Amazon kilka miesięcy temu informował o poważnych planach wykorzystania ich jako nowoczesnych listonoszy zdolnych do doręczania niewielkich przesyłek w kilka godzin (według niektórych szacunków w kilkadziesiąt minut) od złożenia zamówienia. Na przeszkodzie w wykorzystaniu dronów na szeroką skalę i zastąpienia nimi dotychczasowej poczty stoją regulacje prawne, które na razie uniemożliwiają loty bezzałogowych maszyn nad miastami. Obecna technologia nie jest jeszcze na tyle bezawaryjna, żeby pozwolić dronom latać masowo nad głowami spacerujących po ulicach ludzi.
W dużych krajach, w których trudno o sprawną logistykę, drony mogą być lekarstwem na problemy z przesyłkami pocztowymi. Co za tym idzie są w stanie znacznie przyspieszyć rozwój e-handlu. Testy trwają w Chinach i w Indiach, pomocny jest także brak odpowiednich przepisów, które mogłyby zakazywać bezzałogowych lotów jak to ma miejsce w USA. W Zjednoczonych Emiratach Arabskich takie pojazdy spełniają rolę zdalnych zespołów strażackich i są w stanie gasić pożary w trudno dostępnych miejscach. Firma kurierska DHL rozpoczyna pierwsze próby wykorzystania dronów w Europie. Pojazdy wyposażone w cztery dwupłatowe wirniki ważą 5 kg i są w stanie transportować przesyłkę do 1,2 kg. Ich celem jest niemiecka wyspa Juist należąca do wysp Wschodniofryzyjskich, położona na Morzu Północnym, 12 km od lądu. Mieszka na niej około 1700 osób i to właśnie na nich DHL testuje możliwość doręczeń dronami. W zależności od pogody taka wyprawa może zająć od 15 do 30 minut, dron porusza się z prędkością do 65 km/h. Cała operacja wymagała odpowiednich pozwoleń od niemieckiego ministerstwa transportu i agencji kontroli lotów. Google udoskonala swoje bezzałogowe urządzenia w tajnym laboratorium X w Kalifornii, a Amazon czekając na zmianę amerykańskiego prawa dopracowuje swoje Oktokoptery.
Plany Facebooka
Facebook nie pozostaje w tym dronowym wyścigu w tyle i ma własną koncepcję na wykorzystanie takich pojazdów. Celuje jednak w maszyny wielkości pasażerskich samolotów. Te gigantyczne drony spełniałyby rolę latających routerów zapewniających ludziom na ziemi dostęp do internetu. Obecnie 2/3 populacji nie ma dostępu do sieci i tym samym jest narażona na wykluczenie cyfrowe. Według szacunków analityków od Marka Zuckerberga podłączenie tych regionów stworzyłoby nawet 140 mln nowych miejsc pracy. 160 mln ludzi można by skutecznie wyrwać z nędzy.
Dlaczego facebookowe drony miałyby być tak wielkie? Latający router potrzebuje być nad ziemią przez długi czas, inaczej jego działanie nie miałoby większego sensu. Duża bezzałogowa maszyna o rozmiarach porównywalnych z Boeingiem 747 mogłaby wisieć nad określonym terenem przez miesiące a nawet lata. Takie drony spędzałyby czas ponad wszelkimi zjawiskami atmosferycznymi i byłyby niezależne od pogody. Operowałyby na wysokości od 18 tys. do 27,5 tys. km. W takich miejscach nie ma już ani samolotów, ani tym bardziej innych dronów. Wielkość porównywalna z jumbo jetem nie szłaby w parze z taką samą wagą. Drony, o których myśli Facebook, byłyby znacznie lżejsze. Testowany obecnie w laboratorium o nazwie Connectivity Lab model ma długość około 6-7 modeli Toyoty Prius (26-31 metrów), ale waży zaledwie tyle, co 4 samochodowe opony (ok. 40 kg). Drony napędzane byłyby energią z baterii słonecznych. Technologia już jest, testy w USA rozpoczną się z początkiem 2015 roku. Wystarczy czekać na zmianę przepisów.