O ile „Harry Potter" uznawany jest przez wielu krytyków – między innymi Kościół katolicki – za książkę szkodliwą, promującą magię i sprzeczną z tradycyjnymi wartościami cywilizacji europejskiej, o tyle „Jeżycjada" jest zupełnie inna. Nie znajdziemy w niej małych czarnoksiężników, sympatycznych homoseksualistów czy wojujących feministek. Jest za to wielopokoleniowa rodzina, której nestor uczy swoje dzieci i wnuki podstawowych, tradycyjnych wartości. Takich jak szacunek dla starszego pokolenia, kindersztuba czy przywiązanie do rodziny. Wszystko jest gęsto przeplatane łacińskimi sentencjami, głowa rodziny Ignacy Borejko jest bowiem filologiem klasycznym.
To właśnie tradycyjne wartości, jakie promują powieści Musierowicz, sprawiają, że mainstreamowe media nie poświęcają jej tyle uwagi, ile powinny, zważywszy na olbrzymie nakłady. Dla ich przedstawicieli Musierowicz jest bowiem zbyt staroświecka, zbyt „nie na czasie". Czyż nie jest śmieszny Ignacy Borejko, który wymaga od swoich wnucząt życia w związkach małżeńskich? Przedstawianie takiego osobnika w pozytywnym świetle to przecież obciach.
Jednakże to właśnie ten konserwatywny wydźwięk jej powieści – co dużo mówi o Polakach – zapewnia jej tak olbrzymią popularność. Musierowicz zresztą się ze swoimi poglądami nie kryje. Jak stwierdziła w jednym z wywiadów, uważa, że należy żyć w zgodzie z bożymi przykazaniami. I choć sama unika jasnego klasyfikowania swoich powieści, przez wielu czytelników jest postrzegana właśnie jako pisarka katolicka. Najlepszy dowód – poznańscy dominikanie zadają lekturę „Jeżycjady" jako pokutę grzesznikom.
Skąd się wziął pociąg do pisania u osoby, która z wykształcenia jest grafikiem? Sama autorka tłumaczyła to kiedyś w sposób następujący: „Pierwsza powieść powstała właściwie po to, żebym miała co zilustrować". Po skończeniu studiów na Wydziale Malarstwa i Grafiki ze specjalnością ilustracja książkowa Musierowicz nie mogła zdobyć żadnego zlecenia. „Postanowiłam więc sama je sobie złożyć". Najpierw były więc ilustracje, a dopiero później narodziła się „Jeżycjada". Co ciekawe, choć minęło 35 lat, autorka nadal sama ilustruje każdy kolejny tom serii. Jej charakterystyczne rysunki są znakiem rozpoznawczym kolejnych tomów przygód rodziny Borejków.
Dzień dobry, przyszłam na obiadek
Mimo że adresatkami są nastolatki i książki w dużej mierze napisane są w lekkiej konwencji humorystycznej, autorka „nie mogła uniknąć wmieszania bohaterów w ważne sprawy współczesności". Pierwszych sześć powieści „Jeżycjady" zostało napisanych w PRL. Jedna z nich, „Opium w rosole", powstała w stanie wojennym i autorka bardzo dobitnie opisała ówczesne realia. Przez to książka miała poważne problemy z cenzurą i w efekcie musiała przeleżeć w wydawnictwie kilka lat.
„Moja książka była okropnie ostra w pierwszej wersji, ponieważ uczciwość nakazywała mi wywalić wszystko, co miałam na wątrobie, nie bacząc na konsekwencje" – mówiła autorka w jednym z wywiadów prasowych. Musierowicz została wówczas umieszczona na stworzonej przez komunistów liście pisarzy, których nie wolno było wydawać i wznawiać. Osobiście w wydawnictwie w jej sprawie interweniował przedstawiciel KC PZPR. Książka „Opium w rosole" do dziś uznawana jest za jedną z powieści najlepiej opisujących realia stanu wojennego.