Czy po wielkim sukcesie książki i spektaklu „Jak nie zabiłem swojego ojca” – m.in. o śmierci ojca i eutanazji – znalazłeś uwolnienie od trudnych społecznie spraw, przygotowując musical o słynnej sondzie NASA, która leci przez kosmos od 1976 r.?
Nie wiem, czy znalazłem. Z jednej strony odczuwam presję, oczywiście. Z drugiej – staram się myśleć, że nie mam obowiązku niczego nikomu udowadniać ani spełniać żadnych oczekiwań. W każdym razie nigdy nie zrobię już takiego spektaklu jak poprzedni. Mam nadzieję.
Dwa lata temu zacząłem rozmawiać z dyrektorem Konradem Imielą o produkcji we wrocławskim Capitolu. Po premierze „Jak nie zabiłem…” miałem więc do napisania lekki, przyjemny, pełen muzyki scenariusz do „Złotych płyt”. Teraz, po całym roku eksploatacji „Jak nie zabiłem…”, po festiwalach i nagrodach, po bardzo angażującym emocjonalnie okresie, mogłem odetchnąć na próbach komediowego, czasem niemal farsowego, musicalu o kosmicznej komisji Carla Sagana. Bardzo mi to było potrzebne.
Sagan dostał zlecenie od NASA, by wybrać materiały na złote płyty, które polecą na sondach Voyager w kosmos i zaprezentują ludzkość obcym cywilizacjom. Kontynuujesz naukowe zainteresowania, a jednocześnie kpisz z antropocentryzmu: podkreślasz, że nasza planeta może być jedną z 5 milionów cywilizacji w 100 miliardach galaktyk. To zmienia proporcje w patrzeniu na nas samych.
O tak, trochę o tym zrobiłem „Pluton p-brane”, mój debiut reżyserski z Janem Peszkiem w roli głównej. O proporcjach. I że można się w tym pogubić, zapaść się, popaść w zgrozę, oszaleć. Kiedy się spojrzy w pustkę albo w ogrom. One – jak wiemy – odwzajemniają spojrzenie.
Premiera musicalu „Złote płyty” w Teatrze Muzycznym Capitol Wrocław już 2 lutego
Misja NASA z Voyagerami i dyskusja na temat tego, jak zaprezentować się w kosmosie innym cywilizacjom, pokazuje, jak bardzo jesteśmy różni i że nie potrafimy się porozumieć. Zawsze musi dojść do walki zwalczających się plemion i cenzury, gdy nie wszyscy mogą zaakceptować to, co na obrazie „Pochodzenie świata”, przedstawiającym nagą kobietę z żabiej perspektywy, pokazał Courbet?
Myślę, że to jest – jak zwykle – spór o wartości. Bo fakty są takie, że mamy genitalia. I że nasz gatunek praktykuje przemoc. Również wobec członków własnego gatunku. Ale jedni będą uważać, że genitalia są fuj i że tylko pod kołderką i po ślubie, a inaczej to grzech, a inni, że o przemocy własnego plemienia można mówić, tylko mitologizując ją i robiąc z przemocowców bohaterów.