Rzecz o bohaterach
Te miłe dla nas akcenty dla samego Sabatonu nie są jednak niczym szczególnym. Jak na skandynawskich metalowców przystało, w kręgu ich zainteresowań zawsze znajdowały się militaria, a wojna od początku była naturalnym środowiskiem, w którym funkcjonowali bohaterowie ich tekstów. W odróżnieniu jednak od większości swoich długowłosych rodaków, zamiast pielęgnować wspomnienia z czasów wikingów, stylizować na nich swój image i wyśpiewywać hymny pochwalne na cześć Odyna, Thora czy choćby Lokiego, muzycy postanowili wziąć na warsztat historię nieco bardziej współczesną i zdecydowanie bardziej prawdziwą.
Co konkretnie zainteresowało grupę Sabaton? Wyśpiewali mianowicie lądowanie w Normandii z 1944 r. („Primo Victoria"), wspomnieli o zatopionym w 1942 r. ONS-92 („Wolfpack"), streścili niezwykły przebieg wojny sowiecko-fińskiej („Talvisota"), nie zapomnieli o bitwie o Midway („Midway") ani o starciach grecko-włoskich (1940–1941 – „Coat of Arms). Rzecz prosta, nie zabrakło w ich repertuarze walk o Berlin ani Stalingrad („Attero Dominatus", „Stalingrad"), ani bitwy na Łuku Kurskim („Panzerkampf"). Najmłodszym konfliktem opiewanym przez Szwedów są interwencje NATO na Bliskim Wschodzie, najstarszym zaś zmagania o tzw. Dominium Maris Baltici opowiedziane na nowym albumie „Carolus Rex". Te ostatnie akurat dla Polski nie są szczególnie chwalebne, co znajduje zresztą odbicie na poświęconych Sabatonowi forach.
– Chcemy zachować pamięć o bohaterach – mówił wokalista grupy Joakim Brodén. – Ale nie tych, od których roi się w mediach czy książkach historycznych. Bohaterami byli szeregowi żołnierze, ta anonimowa masa ludzi, którzy spoczywają dziś w zbiorowych grobach, a ich nazwiska pamięta co najwyżej najbliższa rodzina. To oni, a nie sławni dowódcy, rzeczywiście walczyli.
Kolejne lekcje batalistyki
Strategia zespołu okazała się bardzo trafiona pod względem marketingowym. Wszyscy przecież lubią, kiedy docenia się ich narodowych bohaterów, więc w praktycznie wszystkich krajach zaangażowanych w II wojnę światową Sabaton mógł liczyć nie tylko na ciepłe przyjęcie przez fanów heavy metalu, ale także na zainteresowanie opiniotwórczych mediów. W ten sposób, po 13 latach działalności i wydaniu pięciu albumów, zespół jest już rzeczywiście gwiazdą międzynarodowego formatu. I fakt ten jest dość niezwykły, zwłaszcza w kontekście jego historii.
Rozpoczęła się ona w Falun, niewielkim, niespełna 40-tysięcznym miasteczku w środkowej Szwecji, znanym wyłącznie z tzw. Wielkiej Góry Rudy Miedzianej. Kto wie, może właśnie ta góra miedzi miała jakiś wpływ na muzykę, jakiej słuchała w 1999 r. piątka młodych chłopaków: Joakim Brodén, Rikard Sundén, Oskar Montelius, Pär Sundström i Richard Larsson – tradycyjnego heavy metalu rozciągającego się od Iron Maiden, przez Helloween, do najnowszych produkcji tzw. power metalu. Zainteresowania militarne zaczerpnęli być może właśnie od Iron Maiden, którego wokalista Bruce Dickinson często pisywał teksty historyczne, m.in. o Aleksandrze Wielkim („Alexander The Great") czy o bitwie o Anglię („Aces High").
Do charyzmy Dickinsona młodym Szwedom było jednak daleko. Przez pierwsze sześć lat istnienia nie udało im się wydać żadnej płyty, koncertowali niewiele... Zainteresowanie działalnością zespołu było czysto lokalne. Sytuacja zmieniła się w 2005 r., kiedy ukazał się debiutancki krążek „Primo Victoria". Muzycznie nie był rewelacją – zespół nie wyściubił na nim nosa poza konwencję gatunku – ale już tutaj pojawił się najbardziej charakterystyczny element Sabatonu – teksty.