Nowe spojrzenie na barter

Początek kryzysu to koniec kasy, a kiedy nie ma kasy, pojawia się barter. Najstarszy typ gospodarki polegający na wymianie usług i towarów z pominięciem pieniądza powraca pod rozmaitymi postaciami i – jak się okazuje – aspekt ekonomiczny to nie wszystko, co ma do zaoferowania. Wyjście poza prosty schemat kupna-sprzedaży otwiera czasem nieoczekiwane perspektywy.

Aktualizacja: 20.03.2013 17:10 Publikacja: 17.03.2013 18:00

Red

Światowy kryzys ponownie wywołał na scenę nieco przykurzoną ideę wymiany barterowej. Tam, gdzie zapaść ekonomiczna okazała się szczególnie głęboka, np. w Hiszpanii, wymiana stała się dla ludzi w tarapatach finansowych oczywistą, choć nadal niszową alternatywą dla kupowania. Powstało zatrzęsienie internetowych platform barterowych, a nawet – o czym donosił w zeszłym roku Reuters – barterowe sklepy, jak madryckie Abrete Sezamo (Sezamie, otwórz się), gdzie po uiszczeniu drobnej opłaty manipulacyjnej można wymienić np. książki na mikser czy kurtkę na lampkę nocną. Podobne podejście pojawiło się na podupadłym hiszpańskim rynku nieruchomości, gdzie obecnie łatwiej zamienić się z kimś na mieszkanie, niż sprzedać swoje lokum i dostać kredyt na nowe, a małe firmy wynajmujące pomieszczenia na biuro nierzadko płacą za nie w barterze – towarem lub usługami. Obrazu dopełniają samopomocowe banki czasu, które pozwalają np. za opiekę nad czyimś dzieckiem uzyskać wsparcie w nauce języka obcego czy remoncie. Jednak barter ma także swój wymiar pozaekonomiczny, równie, a może nawet bardziej istotny. Wymiana bezpośrednia pozwala bowiem wyjść poza przymus przeliczania wszystkiego na pieniądze, daje możliwość ograniczenia liczby otaczających nas rzeczy i nawiązania nowych relacji. Wspiera idee recyklingu i zrównoważonego rozwoju, bywa przygodą, zabawą i społecznym eksperymentem.

Barter a sprawa polska

Ekscytacja ideą wspomnianych banków czasu minęła, ale wciąż trwa moda na ciuchowe wymianki, szafingi i swap- -parties w damskim gronie (jest też pierwszy sklep w Warszawie Re-new, w którym można wymieniać dziecięce ubrania!). Ale zaczynają też u nas kiełkować inicjatywy, dzięki którym można dostrzec inne niż tylko ekonomiczne korzyści barteru. Oczywiście wszystkożerny Internet wypełniony jest portalami, na których wymieniać się można niemal wszystkim – od akcesoriów dziecięcych po notatki ze studenckich wykładów, ale najciekawsze barterowe przedsięwzięcia, daleko wykraczające poza sposób na finansowe braki, rodzą się gdzieś na uboczu tego nurtu. Wybraliśmy trzy takie pomysły:

1. bARTer

Uruchomić twórczy potencjał

W 2010 r. dwie fotografki Marta Pruska i Marta Zasępa, działające w artystycznej willi na warszawskim Żoliborzu, zainicjowały jednodniową imprezę pod nazwą bARTter, polegającą na wymianie sztuki za... cokolwiek, co zaakceptuje artysta. Wystawiono głównie fotografie, m.in. Ani Orłowskiej, Mikołaja Grynberga, Pawła Żaka czy Rafała Milacha, ale znalazły się tam również grafiki, malarstwo i biżuteria. W dniu wystawy przychodzili ludzie i naklejali przy wybranym obiekcie karteczki z ofertami wymiany i kontaktem do siebie. – Tych emocji nie da się absolutnie porównać do zakupów – podkreśla Marta Pruska. – Zarówno jeśli chodzi o artystę wystawiającego pracę, jak i w przypadku osób oferujących coś w zamian. Wiem, bo występowałam w obu rolach.

Dla Marty najważniejsze było poczucie wartości tego, co się robi, i to właśnie nieprzeliczanej na kasę: – Jesteśmy wytresowani, żeby wszystko wyceniać w pieniądzach, a tutaj jako artysta czujesz się doceniony, że za twoją pracę ktoś w ogóle chce coś zaoferować. Nie oceniasz, czy to jest upieczenie tarty czy klucze do mieszkania w Nowym Jorku. Jest ci po prostu miło, że coś, co zrobiłaś, przyciąga uwagę i ktoś ma ochotę o to powalczyć. Z drugiej strony, jeśli sam chcesz coś zdobyć i niekoniecznie działasz artystycznie, jesteś zmuszony, żeby znaleźć w swoich zasobach coś, co jest fajne, czym możesz kogoś skusić. Według mnie każdy ma w sobie potencjał twórczy i bARTer to uruchamia. To lepsze niż psychoterapia!

Sztuka kontaktu

Marta Zasępa zauważa, że przychodząc na bARTer, musisz zagłębić się w sytuację, wnikliwie obejrzeć wystawę, wejść w kontakt z autorem: – To nie tylko wymiana fotografii za np. przelot sportowym samolotem czy naukę sitodruku (były takie propozycje!), ale także wymiana energetyczna między ludźmi. Wymieniając się, musisz być gotowy na to, że nie wiadomo, co z tego spotkania wyniknie – może fajna rozmowa, może jakaś współpraca, a może będziesz musiał zjeść kolację z kimś, kto ma inne poglądy polityczne.

Jej wspólniczka dostrzega jeszcze jeden wymiar przedsięwzięcia: – Artyści często nie mają kasy, są zmęczeni walką o byt. Nasza akcja jest też po to, żeby zrobić coś innego niż w kółko ta kasa, sprzedaż, ciułanie.

Spośród wymiankowych opcji Marcie Pruskiej najbardziej spodobała się propozycja nocnej przejażdżki cadillakiem po Warszawie ze zwiedzaniem perełek architektonicznych stolicy: –Najbardziej lubię nieoczywiste propozycje, oferujące przeżycia, ale rozumiem, że dla artysty w potrzebie miesięczna dostawa pierogów czy środków czystości mogą być wybawieniem. Sama zdobyła czyjeś dzieło dzięki obietnicy gotowania obiadów raz w tygodniu przez miesiąc. Z kolei Marta Zasępa dzięki bARTerowej wymianie miała szansę nauczyć się projektowania wnętrz, co teraz akurat okazało się jej potrzebne. Pierwsza impreza okazała się sukcesem i w 2012 r. odbyła się jej kolejna edycja. Dziewczyny planują następne.

2. THINGO

Przygoda jest fajniejsza

Łukasz Gronowski, współtwórca platformy thingo.pl, służącej kreatywnej wymianie przedmiotów, usług i talentów, śmieje się, że na razie nie mieli na koncie wymiany spinacza biurowego na dom (patrz ramka obok), ale wszystko jeszcze przed nimi. Thingo, pomyślane trochę jako społeczny eksperyment, miało swoją premierę w 2011 r. na festiwalu recyklingowej sztuki PRZETWORY. Grupa aktywnych użytkowników portalu, głównie z największych miast Polski, liczy obecnie 2500 osób i stale rośnie. Założyła go czwórka znajomych działających w tzw. sektorze kreatywnym, oprócz Łukasza – artysty wizualnego i filmowca, była to designerka Ania Łoskiewicz, fotografka i filmowiec Natalia Jakubowska oraz fotograf Jacek Kołodziejski. – Pracujemy na co dzień w coworkingowym miejscu i siłą rzeczy korzystamy z barteru: wymieniamy się usługami, pomagamy sobie – wyjaśnia Łukasz. I dodaje: – Ktoś komuś zrobi stronę internetową, ktoś inny zdjęcia itd. Taka jest geneza naszego portalu, który służy przede wszystkim twórczej zabawie. Nie zarabiamy na nim, nie używamy punktów czy innych substytutów waluty. Nie chcemy się też nadymać i robić z niego projektu ideologiczno-politycznego czy odpowiedzi na kryzys klasycznej ekonomii. Według Łukasza większość portali wymiankowych to raczej alternatywa dla serwisów aukcyjnych: – Wstawiasz coś, ale w konkretnym celu. U nas to też jest możliwe, ale... przygoda jest fajniejsza. Ania Łoskiewicz dodaje: – Dzięki barterowi można puścić rzeczy w obieg i to zaspokaja naszą potrzebę nowości równie dobrze jak kupowanie. Musisz się z czymś rozstać, ale masz w zamian coś nowego – w tym jest ruch, życie.

I o pobudzenie tej kreatywności, pozytywnej energii w zestresowanych rodakach tak naprawdę im chodziło.

Znużeni konsumpcją

Założyciele Thingo doceniają też aspekt ekologiczny barterów, poczucie uwolnienia od nadmiaru rzeczy, a także kontakt międzyludzki, który zachodzi przy wymianie – dostają sygnały, że czasem wynikają z tego przyjaźnie czy współpraca zawodowa. – Na Zachodzie od dawna jest mnóstwo pomysłów, co robić, żeby przedmioty żyły – opowiada Łukasz – np. w Szwajcarii kupuje się grupowo samochód albo wypożycza potrzebne sprzęty. W Niemczech wystawia się w określone dni niepotrzebne już meble na ulicę, żeby każdy mógł sobie je wziąć. U nas Kowalski Kowalskiemu ewentualnie szklankę cukru pożyczy, ale nie ma społecznościowego myślenia o rzeczach, dopiero się tego uczymy. Łukasz twierdzi, że barter niekoniecznie musi wynikać tylko z tego, że nas nie stać, że nie mamy za co żyć, w co się ubrać, ale też – jak w ich przypadku – z ciekawości i szukania alternatywy dla świata opartego na pieniądzu. – Także ze znużenia modelem konsumpcji, którą się nam wmusza – dopowiada Ania – tym, że co sezon musisz kupić nowe ubrania, bo inaczej będziesz passé, a co pięć lat nowy samochód. Może lepiej się wymienić?

Ania pokazuje mi granatowy „marynarski" płaszczyk, który zdobyła na Thingo, teraz poluje na przedwojenne buty.  Łukasz i Natalia wymienili rowery – jeden na postawienie strony WWW, drugi na wielki telewizor, bo są kinomaniakami. Cieszy ich, że na Thingo pojawia się wiele oryginalnych, niedostępnych gdzie indziej rzeczy – ręcznie robione obuwie, projektowanie exlibrisów w formie stempli, zerowe wydania kultowych magazynów, designerskie cacka. Pewna blogerka kulinarna uczyniła z Thingo jedyną formę dystrybucji swoich wegańskich specjałów, a znana firma ciuchowa PAN TU NIE STAŁ właśnie u nich wypuściła po raz pierwszy limitowaną linię... majtek.  Zakończone wymianki można obejrzeć na podglądzie. Czego tu nie ma – sesja foto w zamian za minirecital z piosenkami Jacka Kaczmarskiego w wykonaniu oferenta, sajgonki za tajskie cygara... Niektórzy uczestnicy wymianek naprawdę się wciągają. Ania opowiada o kimś, kto dokonał całej serii wymian, by zdobyć rzecz, za którą ona gotowa była oddać swój kolekcjonerski wazonik z lat 60. – Nie sterujemy tym. Na początku wrzuciliśmy na stronę 30 przedmiotów, które określały to, jak sobie wyobrażamy portal. Teraz to uczestnicy regulują jego działanie i sami jesteśmy ciekawi, co z tego wyniknie – mówi Łukasz.

3. Wypożyczalnia rodzin

Wymień wnuczka za babcię

„Wypożyczalnia rodzin" to pomysł Fundacji MaMa, która już w 2007 r. prowadziła tzw. Bank Czasu Mam (działa nadal, niezależnie, na ogólnopolskim portalu bankczasu.org), czyli wymianę umiejętności i czasu w kręgu matek. – To był nasz sprytny pomysł, w którym chodziło o to, żeby wyciągnąć mamy pod jakimkolwiek pretekstem z domu, zmusić do wytaszczenia wózków i spotkania z innymi mamami – opowiada prezeska fundacji Sylwia Chutnik, pisarka i działaczka społeczna. – Chodziło też o to, aby pokazać, że nie wszystko trzeba robić za kasę, że każdy z nas ma wewnętrzny potencjał, którym może się podzielić z innymi, wymienić na coś.

Rozwinięciem tamtej idei jest projekt „Wypożyczalnia rodzin", z którym organizatorki chciałyby ruszyć jeszcze w tym roku, na początek w Warszawie.

Sylwia: – Obserwujemy współczesne nuklearne familie, które powstają, kiedy ludzie przyjeżdżają na studia i do pracy w wielkim mieście. Kiedy się już rozmnożą, to albo dziadkowie są daleko i wnuki widują ich raz na rok, albo w ogóle już dziadków nie ma, bo nie żyją. Chcemy więc odtworzyć wielopokoleniowe więzi w inny sposób – żeby można było dla własnych dzieci wypożyczyć dziadka, babcię np. z uniwersytetu trzeciego wieku, spośród starszych osób, które są samotne, a mają potrzebę obcowania z młodszymi pokoleniami. Chodzi o swego rodzaju barter emocjonalny – wnuczek dostaje babcię, a babcia wnuczka.

Jak wyjaśnia Sylwia, wymiana usług odbywa się przy okazji, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rodzic przybił „babci" karnisz czy zrobił jej zakupy, a potem zostawił „wnuczka" pod jej opieką i poszedł na imprezę odetchnąć.

Projekt „Wypożyczalnia rodzin" jest właściwie gotowy. Organizatorki czekają, żeby z nim ruszyć, kiedy tylko uda się zdobyć fundusze na jego obsługę, bo po doświadczeniu z bankiem czasu wiedzą już, że aby to dobrze działało, muszą mieć osobę oddelegowaną do koordynacji projektu, obsługi specjalnych formularzy itp.

Sylwia Chutnik: – Dlatego mam apel do bogatego wujka, dziadka czy innego Billa Gatesa o wsparcie tej idei. Warto, bo to sposób na pokazanie, że ludzie z różnych pokoleń mogą lubić spędzać ze sobą czas, a współczesna rodzina może bardzo różnie wyglądać – może być np. rodziną z wyboru. To próba ocalenia tych fajnych, nieomal archetypicznych, wielopokoleniowych stosunków rodzinnych we współczesnych realiach.

Czy barter ma przyszłość?

O naturze współczesnych barterów dla „Przekroju" dr Mikołaj Lewicki z Instytutu Socjologii UW.

Kiedy czytam o inicjatywach barterowych, na myśl przychodzą mi bazary lat 90. – sygnał zmiany gospodarczej, nowej przedsiębiorczości. Do pewnego stopnia można poczynić tu analogię. To, co rzuca się w oczy, to niemal literalne odtwarzanie sytuacji rynku czy targowiska – ludzie spotykają się w jednym miejscu, obojętnie – wirtualnym czy realnym, by się czymś wymienić. Samo spotkanie i rozmowa, niegdyś zwana targowaniem się, a współcześnie negocjacjami, jest tak naprawdę pretekstem do tworzenia nowych relacji. W tym sensie barter jest o tym, jak tworzy się nowy rynek, ale już niekoniecznie kapitalizm jako system, w którym chodzi o gromadzenie: akumulację i wzrost kapitału. A w przedstawionych wymianach nie chodzi przecież o to, by zdobyć jak najwięcej lub by jak najtaniej się wymienić, ale o zaspokajanie potrzeb, których ani wymiana pieniężna, ani też istniejące instytucje dostarczyć nie mogą. Tak jak łóżka polowe były świadectwem kryzysu, a jednocześnie zaradności czy też przedsiębiorczości Polaków po roku 1989, tak być może na razie niewielkie i pewnie na zawsze marginalne inicjatywy jak barter i wymianki są zwiastunami kolejnej zmiany.

Tego typu przedsięwzięcia pokazują, że sfera gospodarcza nie tylko czyni z nas kalkulujących indywidualistów, ale może być także źródłem nowych relacji. Prowokuje to do stwierdzenia, że nie tylko pieniądz musi rządzić ekonomią. I teraz, gdy gospodarka, którą znamy i kojarzymy ze sferą, gdzie się zarabia pieniądze, zaczyna zgrzytać, szczególnie wyraźnie to widać. Tu pojawia się i barter, i spółdzielczość obejmująca zarówno produkcję, jak i własność. Coraz częściej mówi się też o potrzebie lokalnej waluty i przeciwstawia się ją euro. To na razie lokalne odpowiedzi na brak kontroli obywateli nad sferą gospodarczą, a szczególnie nad rynkami finansowymi.

Mimo to nie wydaje mi się, żeby barter czy spółdzielczość były zalążkiem nowego systemu. Są to raczej marginesy, choć dość ważne. Pokazują, że coraz częściej ludzie widzą potrzebę zmiany reguł, wyjścia poza panujący dyskurs. Na przykład w popularnych wymiankach ciuchowych widać, że to tak samo dotyczy tych, których nie stać na nowe ubrania, jak i tych, którzy są znudzeni, mają dość, szukają alternatywy. Relacje barterowe są mocno oparte na zaufaniu i szczerości, a na skalę systemową te dwie rzeczy niestety nie funkcjonują już tak dobrze. To patent, który się sprawdza na poziomie lokalnej społeczności i tam może się rozwijać. Fascynujące, że jest to odtwarzanie poprzez sferę ekonomiczną idei lokalności, wspólnotowości. Czyli tego, co jeszcze niedawno się wydawało zaprzeczeniem nowoczesnego społeczeństwa, opartego na dość abstrakcyjnych instytucjach, jak: pieniądz, rynek pracy, edukacja i przede wszystkim zindywidualizowany styl życia „bycia sobą".

Znamienny jest też ruch oporu wobec logiki kapitalistycznej. Bo współczesny kapitalizm zakłada, że rynek jest napędzany przez to, że kupisz, zużyjesz, wyrzucisz i kupisz nowe. A w przypadku barteru nie wyrzucasz, tylko dajesz komuś, kto to wykorzysta w sposób dla niego nowy. Barter prowokuje zatem do tworzenia nowych, nierynkowych wartości – takich jak np. zaufanie czy przewartościowanie tego, co się robi, ale w trakcie – jakby mogło się wydawać – czysto ekonomicznej, a w dodatku niemal pierwotnej wymiany barterowej. Jeśli wierzymy, że rynek może działać dobrze tylko w oparciu o nakręcanie konsumpcji, to barter stanowi problem. Kryzys nie minąłby, gdyby ludzie wymieniali się dobrami, zamiast je kupować. Cóż, być może na razie nie umiemy sobie wyobrazić, jak można by powiązać logikę wymiany z logiką współczesnego kapitalizmu, ale już widać, że barter to nie jest jakiś wrzód na systemie, on raczej ten system uzupełnia, jest sposobem na radzenie sobie z jego dysfunkcjami.

SPINACZ ZA DOM – najsłynniejszy barter świata

Najbardziej spektakularny przykład barteru, traktowanego w kategoriach społecznego eksperymentu, stanowi historia blogera Kyle'a MacDonalda. W latach 2005–2006 w wyniku serii barterowych wymian zamienił spinacz biurowy na dom w miasteczku Kipling w Saskatchewan. Punkt wyjścia był w zasadzie także ekonomiczny, ponieważ pierwsze ogniwo wymian, czyli rzeczony spinacz w kolorze czerwonym, zdjęty został z pliku kartek zawierających CV. Jak mówił potem wywiadach, inspiracją dla eksperymentu była gra z dzieciństwa „Bigger and Better", kiedy grupa dzieciaków biegała po okolicy i próbowała dokonać z sąsiadami wymiany drobiazgów na coś „większego i lepszego".

MacDonald za swój spinacz wystawiony w Internecie dostał najpierw długopis w kształcie ryby, później trafił mu się m.in. grill ogrodowy, skuter śnieżny, wieczór w towarzystwie Alice'a Coopera, propozycja nagrania płyty i występu w hollywoodzkim filmie. Ta – obserwowana w pewnym momencie przez całą Amerykę – podróż w nieznane zakończyła się ofertą władz miasta Kipling, które zaproponowały Kyle'owi piętrowy domek i honorowe obywatelstwo. Sprawca zamieszania podkreśla jednak, że w tej szalonej barterowej przygodzie najważniejszy był czynnik ludzki. Każda wymiana dokonywała się poprzez osobiste spotkanie z oferentem, a on sam zjeździł w tym celu kawał Ameryki, co na bieżąco opisywał w blogu. Dziś mieszka w Montrealu, ma na koncie książkę o swoich perypetiach i prowadzi firmę Red Paperclip, zajmującą się nietypowymi eventami oraz akcjami społecznymi.

www.thingo.pl

www.fundacjamama.pl

www.bankczasu.org

www.swapmnie.pl (ubrania)

www.zszafydoszafy.pl (ubrania)

www.wymianki.pl (ubrania, kosmetyki, książki i in.)

www.gieldamamy.pl (akcesoria i ubrania dziecięce)

www.finta.pl (książki)

Światowy kryzys ponownie wywołał na scenę nieco przykurzoną ideę wymiany barterowej. Tam, gdzie zapaść ekonomiczna okazała się szczególnie głęboka, np. w Hiszpanii, wymiana stała się dla ludzi w tarapatach finansowych oczywistą, choć nadal niszową alternatywą dla kupowania. Powstało zatrzęsienie internetowych platform barterowych, a nawet – o czym donosił w zeszłym roku Reuters – barterowe sklepy, jak madryckie Abrete Sezamo (Sezamie, otwórz się), gdzie po uiszczeniu drobnej opłaty manipulacyjnej można wymienić np. książki na mikser czy kurtkę na lampkę nocną. Podobne podejście pojawiło się na podupadłym hiszpańskim rynku nieruchomości, gdzie obecnie łatwiej zamienić się z kimś na mieszkanie, niż sprzedać swoje lokum i dostać kredyt na nowe, a małe firmy wynajmujące pomieszczenia na biuro nierzadko płacą za nie w barterze – towarem lub usługami. Obrazu dopełniają samopomocowe banki czasu, które pozwalają np. za opiekę nad czyimś dzieckiem uzyskać wsparcie w nauce języka obcego czy remoncie. Jednak barter ma także swój wymiar pozaekonomiczny, równie, a może nawet bardziej istotny. Wymiana bezpośrednia pozwala bowiem wyjść poza przymus przeliczania wszystkiego na pieniądze, daje możliwość ograniczenia liczby otaczających nas rzeczy i nawiązania nowych relacji. Wspiera idee recyklingu i zrównoważonego rozwoju, bywa przygodą, zabawą i społecznym eksperymentem.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Festiwal Eufonie to sieć muzycznych powiązań
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Kultura
Co artyści powiedzą o władzy
Kultura
Dyrektor państwowego instytutu złożyła rezygnację. Teraz ją wycofuje i oskarża ministerstwo
Kultura
Marina Abramović w Zurychu
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Kultura
Pierwszy weekend MSN: 50 tysięcy zwiedzających
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni