„Prostytutka, złodziej, milicjant i rodzina Komorowskich stworzyli wspólnotę – razem się wszyscy trzymali. To znaczy pan milicjant pilnował, żeby złodzieja nie złapali. Złodziej pilnował tego, żeby nikt niczego z naszego baraku nie ukradł. Zaś owa »dama« pewnie się wszystkim odwdzięczała inaczej. Zresztą dostarczała rozrywki mniej więcej raz na tydzień nam wszystkim razem. Pani Olesia przychodziła niekiedy pod »dobrą datą« z jakimś klientem, a potem dawała popis na trawniku przed barakiem. Jeden z sąsiadów grał na harmonii, reszta patrzyła, siedząc w oknach, jak pani Olesia robi striptiz. Fruwały spódnice i bluzki. Spadały na krzaki. A ona tańczyła. Wszyscy byli zachwyceni. A ja, na co dzień bawiąc się z jej dzieciakami, zyskiwałem na edukacji. Wychowanie seksualne w szkole nie było mi już potrzebne" – tak Bronisław Komorowski wspomina swe dzieciństwo w podwarszawskim Józefowie. Ale nie jest to fragment nowej książki „Zwykły polski los", która ukaże się na początku marca. To cytat z poprzedniej autobiografii Komorowskiego – „Prawą stroną" – opublikowanej dekadę temu, gdy politycy mówili o sobie bardziej otwarcie.