Sławomir Nowak wyszedł z aresztu na warszawskiej Białołęce w poniedziałek po południu, kilka godzin po tym, jak warszawski sąd uchylił mu stosowany od lipca ubiegłego roku areszt. Musi zapłacić poręczenie majątkowe w wysokości 1 mln zł, ma dozór policyjny oraz zakaz opuszczania kraju. – Pewnych rzeczy mi już nie zwrócą, pewnych blizn i ran nigdy z siebie nie zdejmę, ale czas na walkę o dobre imię, na prawdę jeszcze przede mną – powiedział do zgromadzonych dziennikarzy.
Dowiedz się więcej: Nowak wychodzi. Ziobro atakuje sąd
Decyzja sądu wywołała burzę. Areszt Nowaka kończył się 16 kwietnia. Prokurator domagał się przedłużenia o kolejne trzy miesiące – powody to zagrożenie wysoką karą (nawet do 20 lat więzienia) oraz obawa matactwa i prawdopodobieństwo wyjazdu z kraju. Sąd uznał jednak, że wszystkie zeznania świadków, które gromadzi CBA, mówią o niewinności Nowaka, więc „absurdalne jest podejrzenie", że miałby on mataczyć w kwestii korzystnych dla siebie zeznań – taki był główny powód odrzucenia wniosku śledczych.
Zbigniew Ziobro we wtorkowej rozmowie z Radiem Maryja mówił, że „kwota zarzucana Sławomirowi N., kiedy został zatrzymany, była wielokrotnie niższa niż to, co ustaliło po drodze śledztwo”. - Dzisiaj kwoty zarzutów łapówkowych obejmują sumy przyjętych kwot w wysokości 4 mln zł i łączne sumy żądanych w wysokości 6 mln zł. Znaczną część tych środków, jeżeli chodzi o kwoty przyjęte, udało się znaleźć w skrytkach, w których były przechowywane przez głównego podejrzanego. Dysponujemy różnymi dowodami osobowymi jak i ekspertyzami wskazującymi, że Sławomir N. miał kontakt z tymi pieniędzmi i nimi dysponował - powiedział.
Minister sprawiedliwości przekonywał, że śledztwo w tej sprawie jest „trudne i czasochłonne”. - Do tego prokuratura ma problem z pandemią, dlatego, że wzywani świadkowie zasłaniają się okresem pandemii - dodał, podkreślając, że czynności dowodowe prowadzone są także na terenie innych krajów w Europie: Estonii, Łotwy czy Turcji.