Tekst z dodatku "Polski oręż"
Jak ocenić bitwę pod Zieleńcami? Młody, nieostrzelany rekrut polski z dywizji Lubomirskiego haniebnie podał tyły, ale zahartowane w miesięcznych bojach oddziały biły się mężnie i z dużym poświęceniem.
Wysoka cena zwycięstwa
Wyróżniła się zwłaszcza artyleria, która w krytycznych momentach celnym ogniem powstrzymywała przeciwnika, zadając mu poważne straty. Czy jednak polskie dowództwo stanęło na wysokości zadania? Książę Józef dowodził dobrze i na czas reagował na posunięcia wroga. Jednak mimo zdecydowanej przewagi liczebnej (miał ok. 5 tys. więcej żołnierzy niż Morkow) pozwolił Rosjanom ujść. Sam po latach będzie żałował, że na czas nie ściągnął dywizji Kościuszki i nie zadał decydującego ciosu. Nie wypada jednak zbyt surowo oceniać młodego wodza. Nie miał informacji na temat ruchów pozostałych kolumn nieprzyjaciela, dlatego nie parł do kontynuowania bitwy i zupełnego zniszczenia przeciwnika. Należy także wziąć pod uwagę zmęczenie żołnierza, a przede wszystkim fakt, że zaczęło już brakować amunicji, zwłaszcza artyleryjskiej. Inną ocenę daje uczestnik tamtych wydarzeń Sanguszko: "Szczęście było w naszym ręku, niekarność i niedoświadczenie wydarły nam triumf zupełny".
Za zwycięstwo trzeba było jednak zapłacić wysoką cenę. Poległo ok. 1000 Polaków. Utracono także trzy armaty i wyczerpano zapasyamunicji. Straty Rosjan były przeszło dwukrotnie większe, co nie przeszkodziło rosyjskiemu wodzowi pisać do carycy, że przeciwnik "porażony, odepchnięty, przepędzony, i tym ukończyło się zwycięstwo bezprzykładnie dzielnych wojsk Waszej Cesarskiej Mości".
Wieść o zwycięstwie lotem błyskawicy dotarła do Warszawy. Uradowany król z zadowoleniem pisałdo księcia Józefa: "Od czasów Jana III oto jest pierwsza wstępna bitwa, którą wygrali Polacy bez niczyjej pomocy". Niestety, ta smutna konstatacja oddaje fatalny obraz polskiej wojskowości w XVIII stuleciu.