Można by tu podejrzewać pewną sprzeczność, gdyby nie to, że wszystko koordynuje Pentagon. CNN ujawnił, że być może jeszcze w tym tygodniu Amerykanie ogłoszą wysłanie do Ukrainy pierwszej baterii Patriot. A przecież ledwie trzy tygodnie temu Niemcy nie zgodziły się na sugestie polskich władz, aby zamiast w Polsce takie baterie znalazły się u naszego wschodniego sąsiada. Według Berlina oznaczałoby to, że NATO staje się stroną wojny z Rosją.
W amerykańskiej strategii ważny jest jednak czynnik czasu i priorytetów. Niemieckie patrioty, obsługiwane przez około 300 żołnierzy Bundeswehry, będą mogły bronić Polski, a więc i wschodniej flanki sojuszu, relatywnie szybko. Po incydencie w Przewodowie w połowie listopada Waszyngton chce zrobić wszystko, co możliwe, aby konflikt nie rozlał się poza Ukrainę. O realnym ryzyku takiego rozwoju wypadków mówił niedawno sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg.
Dalej już tylko samoloty
Pierwsza, i na razie jedyna, bateria Patriot trafi do Ukrainy za jakiś czas. „New York Times” wskazuje bowiem, że będzie obsługiwana przez ukraińskich żołnierzy (znowu, aby NATO nie stało się stroną wojny), którzy zostaną przeszkoleni w amerykańskiej bazie w niemieckim Grafenwöhr (jeszcze jeden sygnał amerykańsko-niemieckiej koordynacji działań). Gazeta nie jest jednak w stanie określić, kiedy rozpoczną się szkolenia (być może już trwają) i jak dużo czasu zajmą. W pokojowych warunkach potrzeba na to około sześciu miesięcy, jednak wobec tragedii humanitarnej rozgrywającej się za naszą wschodnią granicą proces ten może zostać przyspieszony.
Czytaj więcej
W dziesiątym miesiącu walk nadal nie wiadomo, jakie straty poniosła armia rosyjska. Na pewno ogromne. I na pewno ich wielkość nie wpływa na sytuację w kraju.
Nawet jednak jeśli do Ukrainy bateria Patriot miałaby trafić dopiero na wiosnę, były szef MON Tomasz Siemoniak mówi w rozmowie z „Rz” o przełomie.