Donald Tusk bez wątpienia uważa, że historia może powtórzyć się ponownie. Dlatego w sobotę zaproponował marsz – na 11 maja. We wtorek, w trakcie specjalnej konferencji prasowej, prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski poinformował, że marsz odbędzie się jednak między I a II turą wyborów – 25 maja. To niecodzienna sytuacja, by termin takiego wydarzenia, ogłoszonego już publicznie przez Donalda Tuska, został przesunięty. Jak tłumaczył Trzaskowski, chodzi o pokazanie jedności całej strony demokratycznej, a to będzie możliwe dopiero po I turze wyborów. Presja na koalicjantów będzie jednak niezależnie od terminu samego przedsięwzięcia. A wynik I tury ukształtuje przecież także układ sił w samej koalicji – być może na całą dalszą część kadencji.
Czytaj więcej
Na początku lutego tego roku premier Donald Tusk zapowiedział daleko idące zmiany w rządzie, któr...
Wysoka stawka marszu 25 maja
Sukces pierwszego marszu 4 czerwca 2023 roku wziął się też z taktycznych błędów PiS dotyczących tzw. ustawy lex Tusk. Teraz PiS nie rządzi, a sam organizuje marsz dużo wcześniej – 12 kwietnia, z okazji 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego i 500-lecia hołdu pruskiego. W 2023 roku marsz Platforma powtórzyła – drugi odbył się tuż przed październikowymi wyborami. Obydwa wspomniane wcześniej przedsięwzięcia spełniły swoje cele. Teraz stawka jest ogromna, bo potencjalnie nieudane wydarzenie na tak krótki czas przed wyborami będzie problemem nie do naprawienia. KO pokazała jednak, że potrafi organizować i mobilizować ludzi, co zwiększa szanse na sukces wyborczy.
Pytanie o koalicjantów. Presja, by wzięli udział w marszu, będzie olbrzymia, a ponieważ całość odbędzie się już po I turze, tym trudniej będzie im odmówić. Marsz przed I turą był pod tym względem wygodniejszy (to pewien paradoks) do powiedzenia „nie”, co już zrobiła zresztą Lewica.