Komisja Europejska w środę ma ogłosić nowe uproszczone zasady finansowania pomocy dla uchodźców z Ukrainy. Plany obejmują tworzenie miejsc w szpitalach UE dla najbardziej chorych uciekinierów przed wojną, integrację europejskich platform edukacyjnych z ukraińską, by ułatwić małym uchodźcom udział w zdalnej nauce itp.
Polityczny przekaz Komisji jest prosty – nie zostawimy państw członkowskich samych, szczególnie Polski, której granice przekroczyło już ponad 2 mln uchodźców. Równocześnie z dyskusją o dalszych sankcjach na agresora – cztery transze sankcji zostały już zaakceptowane – Bruksela chce kompleksowo pomagać ofiarom rosyjskiego ataku na Ukrainę.
Dla Polski to dobra wiadomość, bo coraz częściej padają dość przyziemne, ale nieuniknione pytania o koszty udzielanej pomocy i ich wpływ na kondycję naszej gospodarki. Wielu ekspertów podkreśla, że długofalowo napływ setek tysięcy rąk do pracy może być dla niej korzystny, szczególnie, że od lat polskie firmy borykają się deficytem siły roboczej. Krótkofalowo jednak przyjęcie naraz tak dużej liczby uchodźców może się wiązać z kosztami i społecznymi perturbacjami.
Czytaj więcej
Łóżka w europejskich szpitalach dla najbardziej potrzebujących Ukraińców i dostęp dla dzieci do cyfrowej platformy edukacyjnej – to część unijnej odpowiedzi na napływ uciekinierów z Ukrainy.
Pytanie tylko, czy decyzja KE to dobra wiadomość dla partii rządzącej w Polsce. Część polityków PiS bowiem starała się wykorzystać sytuację do tradycyjnego ataku na Unię. Z jednej strony przekonywali, że skoro jest wojna, Komisja powinna się wycofać ze sporu o praworządność. Z drugiej strony posługiwali się demagogicznym argumentem, że KE wstrzymuje środki z Krajowego Planu Odbudowy, podczas gdy Polska ponosi olbrzymie wydatki związane z przyjęciem uchodźców. A więc – jak karkołomnie chcieli to przedstawić niektórzy – staje przeciw Polsce w jednym szeregu z Rosją. Do tego dochodziło narzekanie na niechęć części stolic do nałożenia ostrzejszych sankcji na Rosję, a w szczególności embarga na surowce energetyczne. W tym ostatnim przypadku również toczyła się gra, by winę zrzucić na Niemcy i Francję, które rzeczywiście są niechętne dalszym działaniom przeciw Rosji, choć PiS jakoś nie krytykował otwarcie Viktora Orbána, który zapowiedział, że ani nie poprze sankcji energetycznych, ani nie weźmie udziału w misji pokojowej NATO w Ukrainie, którą zaproponował Jarosław Kaczyński.