PiS przez ostatnie lata w sprawie Pegasusa kręciło, zaprzeczało, posługiwało się półprawdami albo zwykłymi kłamstwami. Przełom przyniosły analizy niezależnych ekspertów z Citizen Lab oraz Amnesty International, którzy w ostatnich dniach potwierdzili, że m.in. telefon senatora PO Krzysztofa Brejzy był hakowany przy użyciu Pegasusa między kwietniem a październikiem 2019 r., więc w czasie, gdy był szefem sztabu wyborczego Platformy. Drugim przełomem był wywiad z Jarosławem Kaczyńskim, który ukazał się na portalu wPolityce. Prezes PiS przyznał, że polskie służby kupiły Pegasusa (z pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości przeznaczonego na pomoc dla ofiar przestępstw). A w odpowiedzi na pytanie o polityczny kontekst inwigilacji polityka PO odpowiedział: „Te wszystkie opowieści pana Brejzy są puste, nic takiego nie miało miejsca. Przypominam, że on sam pojawia się w sprawie inowrocławskiej w poważnym kontekście, jest tam podejrzenie poważnych przestępstw. Z wyborami nie miało to nic wspólnego”.
Tylko że, jak ustaliły dziennikarki „Rzeczpospolitej”, sprawa ma z wyborami jednak dużo wspólnego. Brejzę podłączono pod śledztwo dotyczące oszustwa w inowrocławskim samorządzie na kilkaset tysięcy złotych. W sprawie po pięciu latach śledztwa jest podejrzanych kilkanaście osób. Przeszukano nawet mieszkanie współpracowniczki Brejzy, ale do dziś ani ona, ani senator nie zostali nawet wezwani do prokuratury.
Czytaj więcej
CBA w czasie kampanii do parlamentu - także za pomocą kontroli operacyjnej - szukało dowodów na udział w aferze fakturowej kandydatów PO. Nie znalazło.
Wygląda więc na to, że nazwisko szefa sztabu opozycji wplątano w lokalną i dość rutynową sprawę urzędniczą, by mieć pretekst do inwigilacji dokładnie w czasie, gdy kierował on kampanią PO. Jego telefony zaczęto hakować miesiąc przed wyborami europejskimi, które odbyły się w maju, a zakończono kilka dni po wyborach parlamentarnych z października 2019 r. Naprawdę mamy uwierzyć, że to cudowny zbieg okoliczności i w ramach trwającego pięć lat śledztwa inwigilowano niemającego nic z nim wspólnego polityka PO akurat w czasie kampanii, ani wcześniej, ani później?
Prezes Kaczyński chciał swoim autorytetem zaświadczyć, że podsłuchiwanie Brejzy nie miało nic wspólnego z polityką. Problem w tym, że swoimi tłumaczeniami pogrążył polskie służby, zamiast rozwiać jakiekolwiek wątpliwości. Im więcej o sprawie wiemy, tym bardziej widoczne jest, że to afera dużego kalibru. I chyba tylko komisja śledcza może tę sprawę do spodu wyjaśnić.