Kaczyński, po tym jak przyznał, że polskie służby dysponują izraelskim programem do inwigilacji, po wielu dniach obśmiewania tego tematu przez polityków PiS, umiarkowanie błyskotliwie wykorzystujących zbieżność nazwy systemu Pegasus z nazwą konsoli do gier z lat 90-tych, został zapytany o to, dlaczego zakup Pegasusa sfinansowano ze środków Funduszu Sprawiedliwości. To zasadne pytanie, ponieważ – po pierwsze – Fundusz Sprawiedliwości co do zasady powstał po to, aby pomagać ofiarom przestępstw, a po drugie – ponieważ zakupy dla CBA, do którego Pegasus trafił, powinny być, zgodnie z przepisami, finansowane bezpośrednio z budżetu państwa.
Wicepremier ds. bezpieczeństwa, a jednocześnie lider obozu rządzącego w Polsce odpowiedział na pytanie dwoma zdaniami: „To sprawa o charakterze technicznym, bez większego znaczenia. Pieniądze publiczne wydano na ważny cel publiczny, związany z walką z przestępczością, ochroną obywateli”. Czyli co, problemu nie ma, można się rozejść?
Czytaj więcej
Źle by było, gdyby polskie służby nie miały tego typu narzędzia - mówi o systemie Pegasus w rozmowie z tygodnikiem "Sieci" Jarosław Kaczyński, wicepremier ds. bezpieczeństwa oraz prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Otóż nie, problem jest – i to poważny. Jeśli w demokratycznym państwie najważniejszy de facto polityk w kraju, dysponujący większością w parlamencie, zdolną (do niedawna) uchwalać w zasadzie dowolne przepisy w 48 godzin mówi, że postępowanie wbrew obowiązującemu prawu to sprawa „bez większego znaczenia”, byle cel działania był szlachetny, to znaczy, że o stan takiej demokracji należy się martwić.
Tak się bowiem składa, że - co do zasady - każdy przywódca jest przekonany, że jego działania są szlachetne i służą społeczeństwu, nawet jeśli niewdzięczne społeczeństwo nie zawsze rozumie geniusz swojego lidera. Demokrację od innych systemów odróżnia jednak to, że owo „czyste dobro” wynikające z pomysłów miłościwie nam rządzących, trzeba realizować w granicach wyznaczonych przez prawo. To taka polisa ubezpieczeniowa na wypadek, gdyby fantazja ponosiła rządzących za bardzo. Jeśli ten bezpiecznik usuniemy, wówczas demokracja staje się co najwyżej demokraturą, systemem, w którym suweren wybrawszy sobie władzę, może się po niej spodziewać absolutnie wszystkiego. Bo prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie – parafrazując słowa Leonii Pawlak, wciskającej synowi granaty do kieszeni.