Za prywatny przelot żony z Rzeszowa do Warszawy na pokładzie rządowego samolotu marszałek Marek Kuchciński ma wpłacić na fundusz modernizacji armii 28 tys. zł. Wcześniej za kilka podróży członków rodziny wpłacił już 15 tys. zł na klinikę Budzik oraz Caritas. Dobrze, że po kilku dniach milczenia i gorączkowego analizowania wszystkich swoich przelotów marszałek wreszcie zabrał głos i przeprosił tych, których uraziło jego postępowanie w kwestii rodzinnych podróży – chociaż niemal na jednym tchu stwierdził, że prawo nie zostało złamane. Jeśli nie było przekroczenia prawa (instrukcja o lotach HEAD mówi, że chyba jednak było, ale tym niech zajmą się prawnicy), to o co cały ten szum? Przecież w przeszłości inni politycy także zabierali na pokład swoje rodziny.
O zasady. To odpowiedź najprostsza. Wszyscy bowiem pamiętają zapewniania z kampanii sprzed czterech lat, że będzie inaczej, że trzeba skończyć z bizantyjskim stylem sprawowania władzy, że idzie „dobra zmiana". Tymczasem najpierw okazało się, że nowy rząd bardzo wysoko wycenia swoją pracę i przyznaje sobie gigantyczne premie, „bo się należały", a teraz przyjęty przez drugą osobę w państwie model pracy wymaga spędzania wielu godzin w powietrzu, bo marszałek bierze udział w „uroczystościach rocznicowych o wymiarze międzynarodowym, państwowym i regionalnym, także lokalnym".
Przeczytaj: Marszałek Kuchciński przeprasza. Ujawnia lot żony
Zarówno premie, jak i loty Marka Kuchcińskiego dałoby się spokojnie opinii publicznej wytłumaczyć, gdyby nie fakt, że za obiema sprawami kryły się niedomówienia, a nawet kłamstwo. A to – dzieci się tego uczą od najmłodszych lat – zawsze ma krótkie nogi i prędzej lub później wyjdzie na jaw.
Prawo i Sprawiedliwość w takich sytuacjach próbuje uspokoić opinię publiczną pieniędzmi. Gigantyczne nagrody członkowie gabinetu Beaty Szydło mieli wpłacić na Caritas Polska. A teraz pieniądze oddawać ma marszałek Sejmu. Z tym oddawaniem różnie jednak bywa. Dziwnym zbiegiem okoliczności Caritas w poniedziałek opublikował komunikat, z którego wynika, że darowizny wpłaciło na jego konto 12 ministrów – a przecież nagrody dostało ponad 30. Czyżby stara prawda o krótkich nogach znów się potwierdziła?