Istotę tego ryzyka pokazują dwa sondaże, jakie na zlecenie rp.pl wykonała agencja badawcza SW Research. W jednym zapytaliśmy o Karola Nawrockiego, prezesa IPN, jako potencjalnego kandydata PiS na prezydenta. I okazało się, że 54,6 proc. badanych wie o nim zbyt mało, by móc go ocenić. W drugim spytaliśmy o Przemysława Czarnka – i tu znajomość kandydata okazała się znacznie wyższa, ale nie jest to dla PiS powód do radości, ponieważ 59,6 proc. respondentów oceniło jego potencjalną kandydaturę na prezydenta negatywnie. I na tym właśnie – abstrahując nawet od Nawrockiego i Czarnka – polega prezydencki dylemat PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego może wystawić kandydata, którego musi od początku zbudować, jak niegdyś Andrzeja Dudę, albo wykorzystać wybory prezydenckie do mobilizacji swojego elektoratu bez nadziei na zwycięstwo w II turze.
Wybory prezydenckie. Z jakim ryzykiem dla PiS wiąże się kandydat taki jak Karol Nawrocki?
Oba scenariusze wiążą się dla PiS z ryzykiem i to niewątpliwie jeden z powodów, dla których partia Jarosława Kaczyńskiego zwleka z nominacją. Postawienie na Karola Nawrockiego, Zbigniewa Boguckiego czy nawet Tobiasza Bocheńskiego to konieczność włożenia dużego wysiłku w przekonanie, że oto mamy polityka prezydenckiego formatu. a jednocześnie wzbudzenie wokół takiej kandydatury entuzjazmu własnego elektoratu. To pierwsze będzie trudniejsze niż w 2015 roku, bo wtedy „świeży” kandydat PiS rywalizował z opatrzonym, statecznym Bronisławem Komorowskim, którego prezydentura nie wywoływała wielkiego entuzjazmu. Teraz zaś nowe będzie rywalizować z nowym – a kandydat KO, niezależnie od tego, czy będzie nim Rafał Trzaskowski czy Radosław Sikorski – będzie politykiem, którego rozpoznawalności budować nie będzie trzeba.
Czytaj więcej
Jarosław Kaczyński ma problem ze znalezieniem kandydata na prezydenta. Ci, którzy chcieliby startować, mają niskie poparcie, a ten, którego chciałby prezes, nie zamierza ubiegać się o stanowisko. Zostaje ten trzeci, który ma mocne atuty, ale też wady.
Ale to drugie będzie równie istotne, bo wybory prezydenckie to ostatni wyborczy sprawdzian przed wyborami parlamentarnymi w 2027 roku – i jeśli PiS-owi nie uda się zmobilizować twardego elektoratu, przez co jego kandydat uzyska słaby wynik, zwłaszcza przy dobrym wyniku kandydata Konfederacji w I turze, może to działać demobilizująco na wyborców PiS w perspektywie kolejnych wyborów parlamentarnych, zwłaszcza jeśli taki wynik znalazłby potwierdzenie w sondażach partyjnych przeprowadzanych tuż po wyborach prezydenckich.
Wybory prezydenckie. Co da, a czego nie da PiS kandydat taki jak Przemysław Czarnek
To właśnie ten drugi cel wyborów prezydenckich sprawia, że poważnie traktowana jest kandydatura Przemysława Czarnka, a w grze ma być również Mariusz Błaszczak. To politycy, których budować nie trzeba, twardzi, weterani rządu Mateusza Morawieckiego, stojący w pierwszym szeregu walki z rządem Donalda Tuska. Polityk taki jak Czarnek niewątpliwie zmobilizuje twardy elektorat PiS, na dodatek w I turze ma szanse uszczknąć trochę z elektoratu Konfederacji, a w drugiej, zwłaszcza w starciu z Rafałem Trzaskowskim, skupić wokół siebie zapewne większość elektoratu Konfederacji, a być może nawet część konserwatywnego elektoratu PSL.