1 listopada, Wszystkich Świętych. W TVP „Pytanie dnia” prowadzi Dorota Wysocka-Schnepf. Rozmawia z Ewą Negrusz-Szczęsną, której mąż siedem lat temu dokonał aktu samospalenia na placu Defilad w Warszawie. Na pasku: „Oddał życie w obronie demokracji”. Wcześniej do „szarego człowieka”, jak przedstawiał się mężczyzna, nawiązywał w exposè Donald Tusk.
Czytaj więcej
Zapytaliśmy medioznawców, socjologów i liderów różnych środowisk ideowych ważnych w polskiej debacie publicznej, czy w 2024 roku wciąż są nam jeszcze potrzebne media publiczne. Dla kogo powinny być? Kto miałby opowiadać w nich o świecie? W jaki sposób je stworzyć? I co właściwie by się stało, gdyby takiej przestrzeni medialnej zabrakło?
„Nie przedstawiaj ofiar samobójstwa lub po próbie samobójczej w idealizujący i gloryfikujący sposób”; „Nie wskazuj motywów i domniemanych przyczyn (szczególnie nie koncentruj się na pojedynczej przyczynie) oraz nie oskarżaj i nie szukaj winnych”; „Nie przedstawiaj samobójstwa lub próby samobójczej jako sposobu rozwiązania problemów lub uzyskania ulgi i zakończenia cierpienia” – brzmią rekomendacje dotyczące informowania o zachowaniach samobójczych, sygnowane przez Instytut Psychiatrii i Neurologii, Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Program Zdrowia.
Nowa TVP: Polskiego BBC nad Wisłą nie będzie
Nasze oczy zwrócone są dziś w stronę Ameryki. Trzy lata temu niepogodzeni z porażką wyborcy Donalda Trumpa ruszyli na Kapitol. Świat zamarł. Oglądaliśmy na żywo, dokąd prowadzą polaryzacja i teorie spiskowe, którym media społecznościowe zapewniają wręcz szklarniowe warunki rozwoju. Wystarczyło kilka godzin, a mocarstwo atomowe chwiało się w posadach. Pytanie o to, czy przemoc rozleje się na Stany, kiedy tylko w środę poznamy wynik wyborów prezydenckich, wcale nie jest bezzasadne.
W dobie społecznych podziałów, zagrożenia zewnętrznego i dezinformacji, misja mediów publicznych jest prosta: dostarczanie obywatelom rzetelnych informacji. Tymczasem w Telewizji Polskiej nikomu nie zapaliła się czerwona lampka: wieczór, który zazwyczaj jest spokojniejszy niż wszystkie inne, znów był skrajnie emocjonalny. Czemu, jeśli nie utrzymywaniu widzów w poczuciu nieustannego zagrożenia ze strony „tamtych” i betonowaniu podziałów służy program poświęcony interpretowanemu w taki, a nie inny sposób wydarzenia sprzed siedmiu lat? Dokąd ma to prowadzić? I czy nie miało być inaczej?