Michał Szułdrzyński: Co łączy sprawę wiceministra Szejny z czatem na Signalu, na którym planowano atak na Jemen

Ryzykowne dla bezpieczeństwa państwa informacje – zarówno w USA, jak i w Polsce – zostały ujawnione przez media, a nie przez odpowiednie służby. Po raz kolejny okazuje się, jak ważne w demokracji są wolne media.

Publikacja: 25.03.2025 18:47

Sekretarz stanu w MSZ Andrzej Szejna

Sekretarz stanu w MSZ Andrzej Szejna

Foto: PAP/Paweł Supernak

Jeszcze w poniedziałek wieczorem, a także we wtorek rano zaśmiewaliśmy się z nieostrożności najważniejszych polityków z otoczenia Donalda Trumpa, którzy nie dość, że wymieniali się informacjami na temat planowanego ataku na jemeńskich Hutich na komunikatorze Signal, to jeszcze przez przypadek zaprosili do grupowego czatu wpływowego dziennikarza, redaktora naczelnego „The Atlantic”. Dla wszystkich stało się oczywiste, że współpracownicy Trumpa za nic mają procedury, za nic bezpieczeństwo narodowe, ba, tak boją się tzw. głębokiego państwa, że wolą posługiwać się szyfrowanym komunikatorem. Innymi słowy, mają większe zaufanie do prywatnego narzędzia niż do struktur swojego państwa – najpotężniejszego na Ziemi.

Co łączy zdrowie ministra Szejny z bezpieczeństwem narodowym Polski

Ale miny musiały nam zrzednąć, gdy we wtorek rano oświadczenie wydał polski wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. Bo zamiast rozwiać wątpliwości pojawiające się w mediach, tylko sprawę podgrzał. I warto podkreślić, że wcale nie chodzi o jego problemy z alkoholem – szczerze mu ich współczuję i życzę powrotu do zdrowia.

Chodzi tu o bezpieczeństwo państwa i szacunek dla prawa. Na urlop kazał wiceministrowi pójść premier Donald Tusk. Sam zainteresowany twierdził, że jego terapię uwzględniły służby, sugerując, że ma poświadczenie bezpieczeństwa. Jednak z odpowiedzi płynących z MSZ wynika, że ABW dopiero prowadzi postępowanie w jego sprawie. I na mocy tymczasowej decyzji szefa wiceminister od półtora roku ma dostęp do dokumentów ściśle tajnych.

Nie dalej niż dwa tygodnie temu z rządu odszedł wiceminister aktywów państwowych, ponieważ media napisały o konflikcie interesów, w jakim się znalazł, i o procesie, w którym odpowiadał za przemoc domową. Jesienią zdymisjonowano wiceministra rozwoju, bo dziennikarze odkryli, że również mógł być w konflikcie interesów, ponieważ klientami jego kancelarii była branża, którą regulował w swoim resorcie. W międzyczasie – również po publikacji mediów – ze stanowiskiem pożegnali się minister nauki i jego zastępca.

Dlaczego media muszą wyręczać odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa służby specjalne?

Powstaje tu pytanie o rolę służb specjalnych. Bo przecież każdy członek rządu przed objęciem stanowiska albo w pierwszych dniach urzędowania powinien zostać przez nie sprawdzony. I o konflikcie interesów tego czy innego wiceministra premier powinien dowiedzieć się od szefa służb, a nie z publikacji prasowych. Szczególnie że każda tego typu sprawa, a w sytuacji wiceszefa dyplomacji w szczególności, to ryzyko dla bezpieczeństwa państwa. Każda kompromitująca słabość, konflikt interesów, coś skrywanego przed światem to potencjalne narzędzie szantażu i nacisku. A mówimy o kraju, który leży tuż przy wojennym froncie i stał się w ostatnich miesiącach celem rosyjskiego sabotażu.

Na szczęście rolę służb w tych wypadkach odegrały niezależne media. Zarówno w przypadku niefrasobliwości amerykańskich urzędników, jak w przypadku polskich wiceministrów. Wielkie dzięki dziennikarkom i dziennikarzom z WP, „Gazety Wyborczej” i innych mediów, którzy dołożyli swoje cegiełki do opisania tych bulwersujących spraw. Tak, na co dzień konkurujemy, ale warto oddać szacunek kolegom i koleżankom. To dzięki wolnym i jakościowym mediom – wbrew pogłoskom o ich śmierci – demokracja może funkcjonować i dokonywać korekt. I właśnie dlatego wolne media są solą w oku wszystkich wrogów liberalnej demokracji.

Jeszcze w poniedziałek wieczorem, a także we wtorek rano zaśmiewaliśmy się z nieostrożności najważniejszych polityków z otoczenia Donalda Trumpa, którzy nie dość, że wymieniali się informacjami na temat planowanego ataku na jemeńskich Hutich na komunikatorze Signal, to jeszcze przez przypadek zaprosili do grupowego czatu wpływowego dziennikarza, redaktora naczelnego „The Atlantic”. Dla wszystkich stało się oczywiste, że współpracownicy Trumpa za nic mają procedury, za nic bezpieczeństwo narodowe, ba, tak boją się tzw. głębokiego państwa, że wolą posługiwać się szyfrowanym komunikatorem. Innymi słowy, mają większe zaufanie do prywatnego narzędzia niż do struktur swojego państwa – najpotężniejszego na Ziemi.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Prawdziwy sekret Białego Domu – Donald Trump nienawidzi Europy
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: „Kto nie pije, ten kabluje”, czyli wszyscy współwinni wiceministra Andrzeja Szejny
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Wyciek do „The Atlantic”, czyli rządzący światem jak dzieci
Komentarze
Bogusław Chrabota: Dlaczego Karol Nawrocki walczy z wiatrakami?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Pogubiony jak Donald Trump
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście