Amerykanista: Harris czy Trump – kto będzie lepszy dla Polski? To nie jest wcale oczywiste

Czy sukcesy ekonomiczne ostatnich dekad i towarzyszące im zmiany w aspiracjach polskiego społeczeństwa nie powinny wymusić bardziej ambitnej polityki Polski na arenie europejskiej i międzynarodowej? To jest kluczowe pytanie w kontekście wyborów w USA. I czy któreś z kandydatów, Donald Trump lub Kamala Harris, daje szanse na taką zmianę? – analizuje amerykanista prof. Michał Urbańczyk.

Publikacja: 05.11.2024 20:34

Donald Trump czy Kamala Harris - kto wygra wybory w USA?

Donald Trump czy Kamala Harris - kto wygra wybory w USA?

Foto: REUTERS/Brian Snyder

Najczęściej zadawane ostatnio polityczne pytanie, czyli kto wygra wybory prezydenckie w USA, jest z perspektywy Polski pytaniem źle postawionym. Bez względu na poglądy i sympatie polityczne to, kto zastąpi Joe Bidena w Białym Domu, powinno być dla nas ambiwalentne. Zdecydowanie ważniejsze wydaje się bowiem to, który z kandydatów będzie realizować politykę, jaka w największym stopniu będzie zbieżna na arenie międzynarodowej z naszymi interesami oraz polską i europejską racją stanu.

Prezydencki wyścig w USA jest obserwowany przez miliony osób na całym świecie. Nie tylko polityczni analitycy, publicyści i specjaliści roztrząsają programy polityczne obu kandydatów i wydarzenia w toku kampanii wyborczej. Także zwykli obywatele z coraz większym zainteresowaniem śledzą to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Tyle tylko, że ważny jest punkt widzenia i kontekst, w jakim jest to robione. Amerykańskie problemy z gospodarką, z jej industrializacją, inflacją, kryzysem migracyjnym, prawami reprodukcyjnymi są ważne dla Amerykanów, a nie dla Europejczyków, Chińczyków, Hindusów czy mieszkańców Półwyspu Arabskiego. Dla nas ważniejsze są kwestie polityki zagranicznej i to, w jakim kierunku nowy prezydent będzie prowadził Stany Zjednoczone, co paradoksalnie z perspektywy Amerykanina jest problemem daleko mniej istotnym. Donald Trump albo Kamala Harris stanie przed wyzwaniami, przed którymi nie musiał stawać amerykański prezydent od dekad.

Wybory prezydenckie w USA: Jakie mamy aspiracje?

Aby ustalić, kto będzie realizować politykę zbieżną z europejską i polską racją stanu, trzeba wcześniej odpowiedzieć na kilka innych pytań. Po pierwsze, powinniśmy zdefiniować, co w sferze polityki międzynarodowej leży w interesie Europy i Polski, w szczególności w kontekście wojny na Ukrainie i konfliktu na Bliskim Wschodzie. Drugim, równie istotnym pytaniem, jest kwestia naszych aspiracji jako społeczeństwa i państwa. Jest to pytanie o to, czy zależy nam na odgrywaniu bardziej istotnej roli w polityce europejskiej i międzynarodowej.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Polska musi być silniejsza. Bez względu na to, kto wygra w USA

Polska gospodarka jest szóstą gospodarką w Europie, 20. na świecie, a w ciągu ostatnich trzech dekad większy skok cywilizacyjny wykonali tylko Chińczycy. Od dwóch lat odgrywamy kluczową rolę w wojnie w Ukrainie. Jako pierwsi wsparliśmy Ukrainę ciężkim sprzętem, takim jak czołgi, nadając przy tym kierunek i tempo pomocy militarnej, oczywiście mając świadomość własnych ograniczeń. To polscy politycy jako pierwsi pojawili się w Kijowie. To Polacy przyjęli kilka milionów uchodźców, często goszcząc ich we własnych prywatnych domach, co jest ewenementem na skalę światową. Wreszcie to nasze lotniska tworzą centralny punkt dla przyjmowania i dalszej dystrybucji pomocy humanitarnej i militarnej dla Ukrainy, tworząc dla niej niezbędne zaplecze logistyczne.

Rola Polski w świecie – czego wymaga realizm polityczny

Nie bez znaczenia jest też wdrażana na wielką skalę modernizacja armii polskiej oraz sam fakt bycia państwem granicznym UE i najsilniejszym państwem na wschodniej flance NATO. Oczywiście realizm polityczny wymaga, aby zdawać sobie sprawę z istniejących ograniczeń, wynikających choćby z naszego potencjału (gospodarczego, technologicznego i wojskowego) wyrażanego w liczbach bezwzględnych. I choć może to być za mało na rolę kluczowego gracza w Europie, to daje on jednak silne podstawy do odgrywania kluczowej roli w określonych kontekstach, choćby w polityce wschodniej Europy.

PAP

Wszystko to niestety nie przekłada się na realną pozycję polityczną. Polska pozostaje w polityce europejskiej i światowej raczej przedmiotem aniżeli aktywnym podmiotem. Dowodem na to jest choćby październikowa wizyta prezydenta Bidena w Berlinie i jego spotkanie z europejskimi liderami: kanclerzem Niemiec, premierem Wielkiej Brytanii i prezydentem Francji. Niestety, przy stole negocjacyjnym zabrakło miejsca dla polskiego premiera Donalda Tuska. Z naszej perspektywy może budzić to uzasadnione zdziwienie właśnie ze względu na rolę, jaką Polska odgrywa w kontekście wojny w Ukrainie. Czy sukcesy ekonomiczne ostatnich dekad i towarzyszące im zmiany w aspiracjach polskiego społeczeństwa nie powinny wymusić bardziej ambitnej polityki Polski na arenie europejskiej i międzynarodowej? To jest właśnie kluczowe pytanie, zwłaszcza w obliczu wojny hybrydowej z Rosją i Białorusią oraz realnego zagrożenia ze wschodu. I czy któryś z kandydatów na prezydenta USA daje szanse na taką zmianę?

Kamala Harris prezydentem, czyli polityka zagraniczna demokratów

Mając świadomość wyzwań stojących przed polskim społeczeństwem i państwem, ocenić należy politykę zagraniczną proponowaną przez obóz Trumpa i Harris. I znów istotniejsze wydaje się branie pod uwagę przede wszystkim dotychczasowej działalności prezydentów USA w ostatniej dekadzie. Na drugim planie pozostawić należy obietnice, jakie padają w kampanii wyborczej. Rządzi się ona swoimi własnymi prawami i mogą one pozostać w sferze niezrealizowanych zapowiedzi.

W wypadku Kamali Harris, pomimo jej hasła o byciu prezydentem zmiany, trzeba pamiętać, że przez ostatnie trzy i pół roku była wiceprezydentką i w mniejszym lub większym stopniu współkreowała politykę administracji USA. W dodatku trudno wyobrazić sobie, żeby znacząco zmieniła kierunek, nadany i utrzymywany przez demokratycznych prezydentów ostatnich dwóch dekad, tj. Baracka Obamę i Joe Bidena.

Czytaj więcej

Pensylwania: Niespodziewany punkt ciężkości Ameryki

Zwycięstwo Kamali Harris oznaczać zatem będzie raczej kontynuowanie dotychczasowej polityki ograniczonej pomocy Ukrainie i wsparcia jej wysiłku militarnego w takim zakresie, aby nie dopuścić do eskalacji konfliktu. Rodzi się pytanie, mniej lub bardziej uzasadnione, czy taka ograniczona kontynuacja pomocy da Ukrainie realne szanse na zwycięstwo. Ryzyko eskalacji jest mniejsze, ale i szansa na zmiany, które można wykorzystać, jest równie niewielka.

Donald Trump prezydentem. Polityka zagraniczna republikanów

W przypadku prognoz odnoszących się do Donalda Trumpa mamy do czynienia z większą liczbą niewiadomych i większym ryzykiem wynikającym z tego, jaką politykę zagraniczną Trump prowadził w latach 2016–2020, oraz tego, jakie decyzje podejmowali republikanie w ostatnich dwóch latach w czasie wojny w Ukrainie. Mamy wiele decyzji, które można oceniać negatywnie przez pryzmat interesów polskich i europejskich. Zapowiedzi wycofania wojsk amerykańskich z Niemiec, konfliktowanie się z sojusznikami, zmuszanie do wojny celnej z Chinami było bardzo źle odebrane na europejskich salonach. Osobiste uprzedzenia do Zełenskiego i brak wsparcia republikańskich członków Kongresu dla pomocy finansowej dla Ukrainy także nie wróżą najlepiej.

Jednak, co istotne, w kilku miejscach interesy polskie i europejskie zaczynają się znacząco różnić. Trump jako prezydent od początku popierał inicjatywę Trójmorza oraz polskie próby dywersyfikacji źródeł gazu. Był przeciwnikiem budowy Nord Stream 2 i nakładał sankcje na firmy (w tym z Europy Zachodniej) biorące udział w budowie gazociągu. Jego żądanie wydawania na wojsko 2 proc. PKB (w trakcie kampanii Trump zaczął mówić nawet o 4 proc.) przez wszystkie państwa członkowskie NATO to idea korzystna dla nas jako państwa wschodniej flanki. W końcu inne kraje, leżące w centrum Europy, korzystają z naszych wydatków na zbrojenia. W naszym strategicznym interesie leży, aby także te państwa były w najwyższym stopniu zaangażowane w obronę wschodniej granicy NATO.

Mało prawdopodobna wydaje się sytuacja, w której Trump wymusza na Ukrainie pokój, jaki w powszechnych odczuciu, także w społeczeństwie amerykańskim, będzie uważany za klęskę

Jednocześnie trzeba pamiętać, że jako prezydent Trump podejmował decyzje militarne, które mogły doprowadzić do eskalacji napięć z Rosją, choćby w trakcie wojny w Syrii. W 2016 roku Trump zatwierdził pod Khasham atak na rosyjskie wojska najemnicze, w trakcie którego zginęło prawie 200 wagnerowców. Siły militarnej, która de facto realizuje interesy rosyjskie i jest jednym z narzędzi wojskowych Kremla. Rok później wydał zgodę na atak rakietowy na bazę lotniczą w Shayrat, w której przebywał rosyjski personel wojskowy. To pokazuje, że Trump może być gotowy na podjęcie ryzyka eskalacji, aby zmusić Putina do ustępstw. Zatem w razie zwycięstwa Trumpa stopień ryzyka może być dużo większy niż w przypadku polityki Kamali Harris. Może to rzeczywiście doprowadzić do szybszego zakończenia wojny.

Mało prawdopodobna wydaje się sytuacja, w której Trump wymusza na Ukrainie pokój, jaki w powszechnych odczuciu, także w społeczeństwie amerykańskim, będzie uważany za klęskę. Jego styl prowadzenie polityki nie powinien mu pozwolić na sytuację, w której jego oponent mógłby twierdzić, że go pokonał. Ponadto jego zaplecze polityczne jest w kwestii Ukrainy podzielone. J.D. Vance stoi na pozycjach izolacjonistycznych, ale tacy doradcy jak Mike Pompeo i David Urban zaproponowali w lipcu na łamach „The Wall Street Journal” zupełnie inny plan działania w Ukrainie. Zawierał on propozycje pomocy o wartości 500 mld dol., wprowadzenie realnych sankcji na Rosję i pomysł zniesienia wszelkich ograniczeń dotyczących broni, jaką Ukraina może uzyskać i używać.

Czy w interesie nowego prezydenta USA będzie postawienie na Polskę jako kluczowego partnera w Europie Wschodniej?

Niezależnie od tego, czy wygra Kamala Harris, czy Donald Trump, kluczowe będą konkretne działania i efekty nowej administracji prezydenckiej. Dla Polski najważniejsze jest, aby przyszły prezydent USA prowadził politykę zgodną z naszymi aspiracjami w zakresie znaczenia na arenie międzynarodowej i naszego bezpieczeństwa narodowego. Bez wątpienia potrzebujemy Stanów Zjednoczonych jako sojusznika. Na czele z prezydentem prowadzącym politykę zagraniczną, w której interesie będzie postawienie na Polskę jako kluczowego partnera w Europie Wschodniej. Bez względu na barwy partyjne w Stanach i Polsce.

Autor

Michał Urbańczyk

Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, prawnik i amerykanista, ekspert w dziedzinie wolności słowa i mowy nienawiści oraz systemów wyborczych; Fundacja Harlana

Najczęściej zadawane ostatnio polityczne pytanie, czyli kto wygra wybory prezydenckie w USA, jest z perspektywy Polski pytaniem źle postawionym. Bez względu na poglądy i sympatie polityczne to, kto zastąpi Joe Bidena w Białym Domu, powinno być dla nas ambiwalentne. Zdecydowanie ważniejsze wydaje się bowiem to, który z kandydatów będzie realizować politykę, jaka w największym stopniu będzie zbieżna na arenie międzynarodowej z naszymi interesami oraz polską i europejską racją stanu.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jarosław Kuisz: W USA zapanuje faszyzm?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Publicystyka
Jan Zielonka: Nieprzewidywalna Ameryka. Co wiemy, a czego nie wiemy o wyborach w USA
Publicystyka
Mgliste wpływy Rosji, czyli czego nie wiemy po konferencji gen. Jarosława Stróżyka
Publicystyka
Estera Flieger: Dokąd zmierza Trzecia Droga?
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Publicystyka
Stefan Szczepłek: Igrzyska olimpijskie w Warszawie? Jestem za