W 2008 roku, w szczytowym momencie kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w USA, jedna z uczestniczek spotkania z kandydatem Partii Republikańskiej na prezydenta Johnem McCainem zaatakowała jego rywala, Baracka Obamę, nazywając go Arabem i kimś, komu nie można zaufać. Kobieta odwoływała się do szerzącej się wówczas w USA teorii spiskowej, zgodnie z którą urodzony na Hawajach Obama w rzeczywistości miał się urodzić poza terytorium Stanów Zjednoczonych (dzieciństwo spędził wraz z rodzicami w Indonezji), a jego akt urodzenia sfałszowano, by mógł ubiegać się o prezydenturę. Co zrobił McCain? Polityk gwałtownie zaprzeczył, nazywając Obamę porządnym człowiekiem i obywatelem. „Różnimy się w fundamentalnych kwestiach i o to chodzi w tej kampanii” – dodał.
Wybory prezydenckie w USA: Kamala Harris i Donald Trump oskarżają się o najgorsze
16 lat później historia ta brzmi jak opowieść z jakiegoś innego, baśniowego świata, w którym ludzie ze sobą dyskutują, spierają się na argumenty, a gdy przegrają – ściskają dłoń rywala, dziękując za walkę i uznając, że większość wyborców wybrała inny program niż ten, który reprezentują. Gdy Kamala Harris pytana jest o to, czy Donald Trump jest faszystą, nie mówi jednak nic o „przyzwoitym człowieku”, z którym różni się, jeśli chodzi o poglądy. Nie, ona bez wahania odpowiada – tak, jest faszystą. Dla równowagi Donald Trump nazywa rywalkę komunistką, kpi z jej inteligencji, a Partię Demokratyczną określa mianem demonicznej. Kamala Harris uważa, że Donald Trump zniszczy w USA demokrację, a Donald Trump przekonuje, że Partia Demokratyczna już ją zniszczyła, bo fałszowała, fałszuje i będzie fałszować wybory.
Czytaj więcej
Amerykanie wybierają w wyborach między dwiema wizjami przyszłości.
Argumenty nie mają tu żadnego znaczenia. Zbigniew Herbert, pisząc w „Potędze smaku” o komunistach, stwierdzał, że ich „retoryka była aż nazbyt parciana”. „Łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy/ dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu/ składnia pozbawiona urody koniunktiwu” – opisywał Książę Poetów. Gdyby Herbert żył, dziś z zaskoczeniem odkryłby pewnie, że w ojczyźnie demokracji debata spadła do podobnego poziomu. Donald Trump potrafi oskarżyć imigrantów z Haiti o zjadanie Amerykanom zwierząt domowych na podstawie niezweryfikowanych pogłosek z internetu. Kiedy na jego wiecu obrażani są Portorykańczycy, przekonuje, że Portorykańczycy go kochają, co według niego zamyka dyskusję. Potrafi bez mrugnięcia okiem powiedzieć, że zrobił najwięcej dla Afroamerykanów od czasu Abrahama Lincolna.