Kiedy sześć lat temu rynek nieruchomości na Florydzie doznał zapaści, wybawieniem dla niego okazali się bogaci Wenezuelczycy, którzy uciekali do tego stanu przed socjalistyczną polityką prowadzoną przez prezydenta Hugo Chaveza. Teraz amerykańscy sprzedawcy nieruchomości obawiają się, że będą oni czekali na wybór nowego prezydenta, który okaże się bardziej przyjaźnie nastawiony do prywatnego biznesu.
- Sądzę, że większość Wenezuelczyków będzie teraz czekać bezczynnie przez co najmniej sześć miesięcy – mówi Peter Zalewski, właściciel firmy Condo Vultures. – To bardzo zła wiadomość dla nas, ponieważ to oznacza, że nie będą oni inwestować swoich pieniędzy w Południowej Florydzie z taką samą intensywnością, jak do tej pory – dodaje Zalewski.
Efekt Chaveza
Wenezuelczycy zaczęli migrować do Stanów Zjednoczonych w roku 1998, kiedy Chavez został wybrany po raz pierwszy na stanowisko prezydenta. Od tego momentu populacja jego rodaków mieszkająca w USA zwiększyła się ponad dwukrotnie, przekraczając liczbę 200 tysięcy. Spora część imigrantów mieszka w okolicach Miami.
W tej grupie największy odsetek stanowili przedsiębiorcy, którzy chcieli chronić swoje majątki przed ogromnymi podatkami i postępującą w kraju nacjonalizacją. Lśniące nowością, niezamieszkałe apartamentowce w Miami nadawały się do tego celu idealnie. Jak żartobliwie mówi Jonathan Lief, jeden z tamtejszych pośredników: – Wszyscy nienawidzili Chaveza, ale ja go kochałem.
Inni pośrednicy widzą jednak w zmianie władz w Caracas kolejną szansę na biznes. Czekają bowiem na następną falę imigrantów, tym razem tych, którzy robili intratne interesy z administracją Chaveza. – Sympatycy dotychczasowych władz, którzy realizowali rządowe kontrakty, są w tej chwili prawdopodobnie bardzo zdenerwowani – mówi pośredniczka Alicia Cervera Lamadrid. I dodaje: - To nie jest tak, że ludzie nagle przestali zarabiać pieniądze w Wenezueli. To po prostu inni ludzie zarabiali.