Większość narzędzi ma do dyspozycji ministerstwo finansów. Chodzi o stawki akcyzy na energię i paliwa. Pojawia się jednak pytanie, jaki będzie końcowy efekt takich działań, i czy już teraz, kiedy inflacja jest powyżej 4 proc., to właściwy moment. Ostatnia redukcja akcyzy na paliwa miała miejsce za rządów Marka Belki. Wówczas ceny ropy również rosły, ale sytuacja na rynku walutowym była inna. Dzięki słabości złotego za litr Pb95 płaciliśmy 5 zł. Dziś nie jest aż tak źle, bo mimo rekordowo drogiej ropy złoty jest mocny i to ogranicza duży wzrost cen na stacjach. Jedyna szansa, by wpłynąć administracyjnie na inflację, to obniżka akcyzy na energię, bo UE wymaga tylko minimalnych stawek, a nasze takie nie są. Zarówno ministerstwo finansów, jak i resort gospodarki zapewne myślą o takich sposobach, ale i o kosztach obu takich operacji dla budżetu. Te zaś mogą być liczone w miliardy złotych, a ich efekt i tak będzie krótkotrwały.

To, czy RPP jest spóźniona z decyzjami, to tak naprawdę sprawa drugorzędna. Część ekonomistów twierdzi, że tak, bo można było przewidzieć duży skok cen żywności. Część uważa, że nie. Pewne jest, że z rosnącym kosztem kredytów wiążą się też pozytywy, choć w skali całej gospodarki niewielkie – trudniej dostępny kredyt wpływa na spadek popytu na mieszkania i łatwiej jest teraz negocjować ceny z deweloperami.

Skomentuj na blog.rp.pl