Reżyser Harry'ego Pottera: Każdy ma swoją prawdę

Alfonso Cuaron, zdobywca czterech Oscarów za „Romę” i „Grawitację”, zadebiutował jako twórca serialu „Sprostowanie”. W rolach głównych gwiazdy Cate Blanchett i Sacha Baron Cohen. Serial można oglądać w Apple TV +.

Publikacja: 28.11.2024 09:28

Alfonso Cuaron

Alfonso Cuaron

Foto: PAP/Panoramic

Catherine Ravenscroft (Cate Blanchett) jest odnoszącą sukcesy dokumentalistką. Pewnego dnia dostaje przesyłkę z książką. Autorka wraca do przeszłości, gdy Catherine spędzała wakacje z mężem (Sacha Baron Cohen) i synem Nicholasem we Włoszech. Mąż wyjechał w nagłych sprawach do Londynu. Catherine zaczęła spędzać czas z Jonathanem - studentem spotkanym na plaży. Doszło do wypadku: Jonathan uratował tonącego Nicholasa, ale sam zginął. Catherine nie przyznała się wówczas do znajomości z Jonathanem. Jednak po jego śmierci matka wywołała kliszę z aparatu: na fotografiach była młoda kobieta. Catherine. Nancy niedługo potem zmarła na raka, ale zdążyła napisać powieść. Po latach odnalazł ją ojciec Jonathana – Stephen (Kevin Kline). Doprowadził do jej wydania i egzemplarz przesłał Catherine. Na pierwszej stronie książki jest napis: „Wszelkie podobieństwo do osób żyjących i zmarłych nie jest przypadkowe”. W „Sprostowaniu” Alfonso Cuaron opowiada historię osób, które w tym zdarzeniu brały udział. Każda z nich ma swoją „prawdę”, niesie swoje wspomnienia, swój ból. Zakończenie tej historii zaskakuje, jest bardzo mocne.

„Sprostowanie” – rok 2024. „Roma” - 2018. „Grawitacja” - 2013 roku. „Ludzkie dzieci” –  2006. Potrzebuje pan takich długich przerw między filmami? 

Był czas, gdy w ciągu kilku lat nakręciłem „I twoją matkę też”, „Harry'ego Pottera” i „Ludzkie dzieci”, ale ostatnio rzeczywiście staję za kamerą raz na pięć, sześć lat. Lubię żyć, nie muszę stale pracować. A poza tym każda produkcja pochłania mi teraz znacznie więcej czasu. Przy „Grawitacji” czekaliśmy na rozwój techniki. Przy „Romie” ponad rok szukałem lokacji i obsady. Potem, gdy przed rozpoczęciem zdjęć musiał wycofać się mój operator Emmanuel Lubezki, sam stanąłem za kamerą. I cieszę się, że tak się stało. W końcu w szkole filmowej studiowałem na wydziale operatorskim, przypomniałem sobie o pracy z kamerą. I cieszę się, bo to był bardzo osobisty film. Własnymi oczami patrzyłem na świat, w którym wyrosłem i bliskich mi ludzi. Kręciliśmy rok, potem jeszcze rok trwała postprodukcja.

Czytaj więcej

EnergaCAMERIMAGE. Zdobywca pięciu Oscarów Alfonso Cuaron przyjedzie do Torunia

Teraz, sięgając po adaptację psychologicznego thrillera Renee Knight „Sprostowanie”, praktycznie po raz pierwszy zmierzył się pan z serialem. 

Myślałem o ekranizacji tej książki jeszcze przed „Romą”. Nie wiedziałem jednak, jak przenieść ją do kina. Potem zrozumiałem, że to musi być bardzo długi film, opowiedziany z punktu widzenia kilku osób. Tak narodził się pomysł serialu. Założyłem sobie, że jako reżyser nakręcę tylko jego pierwszy odcinek. Ale wciągnęło mnie.

Na początku „Sprostowania” znana dziennikarka CNN Christian Amanpour mówi: „Narracja  może nas zbliżać do prawdy, ale też może stać się wielką siłą prowadzącą do manipulacji”. Zgadza się pan z tym?

Tak, sam to zdanie napisałem. „Sprostowanie” zaczyna się od ostrzeżenia widzów: „Możecie być manipulowani. Bądźcie świadomi, że to, co zobaczycie, będzie się odwoływało do waszych głęboko przechowywanych przekonań”. Czasem słyszy się: „Ten przywódca robi z ludzi rasistów”. Nieprawda: on budzi rasizm, który w ludziach drzemie. I na tym polega manipulacja. Tak się dzieje w polityce, ale też w sferze moralności.

Dziś jesteśmy ze wszystkich stron atakowani rozmaitymi opowieściami i informacjami. 

Narracja zawsze istniała, nawet Biblia była swego rodzaju przekazem. Niebezpieczeństwo polega na tym, że w dobie social mediów i telefonów komórkowych jesteśmy przez tę narrację otoczeni non stop. Docierają do nas skrawki rozmaitych historii. Ze wszystkich stron płyną informacje, nawet bardzo drobne. Tymczasem informacje to nie wiedza, a narracja to nie prawda. Niestety, coraz częściej zaczynamy o tym zapominać. 

Czytaj więcej

EnergaCAMERIMAGE 2024: Angelina Jolie zachwyca w Toruniu jako Maria Callas

Bardzo to trudny problem w czasach internetu.

Zdecydowanie. Już nawet nie chodzi tylko o politykę. Wciąż sprawdzamy internet w telefonie, w zegarku, byle tylko zobaczyć co słychać u znajomych albo w ulubionym serialu. Przedstawiamy się na Instagramie czy Facebooku jako ludzie sukcesu, którzy spędzają czas w pięknych miejscach i bawią się w otoczeniu przyjaciół. A to zaledwie skromny fragment prawdy o nas. Nie mówiąc już o tym, że świadkowie tego samego zdarzenia zdają czasem z niego zupełnie inne relacje. 

„Sprostowanie” zaczyna się od ostrzeżenia widzów: „Możecie być manipulowani. Bądźcie świadomi, że to, co zobaczycie, będzie się odwoływało do waszych głęboko przechowywanych przekonań”.

„Sprostowanie” jest dla mnie właśnie filmem o relatywizmie. Zresztą pan to podkreśla – pracował pan z dwoma operatorami, w serialu słyszymy cztery różne głosy z offu. 

Postmodernizm nas nauczył, że wszystko jest relatywne.  Każdy ma swoją prawdę. Każdy fakt może być różnie interpretowany. Możesz być świadkiem jakiegoś wydarzenia i mieć na jego temat swoje zdanie. A drugi świadek zobaczy wszystko w zupełnie innym świetle. 

Emmanuel Lubezki, z którym od dawna tworzymy team, zaproponował, żeby dołączył do ekipy Bruno Delbonnel. Każdy z nich miał swoich bohaterów do „prowadzenia” i własny styl filmowania. Głosy z zewnątrz są też różne: w pierwszej, drugiej i trzeciej osobie. Każdy ma inny język, na przykład komentarz Stevena jest bardzo subiektywny. Dla mnie najciekawsza jest druga osoba. Ty. Zawsze obserwuje z dystansu. Te różne narracje na końcu zostają skonfrontowane z prawdą. Eksperyment polega na tym, by zobaczyć jak odbiera różne wersje tych samych zdarzeń widz. I tu powstaje kolejne spojrzenie na tę historię. 

Bohaterowie „Sprostowania” próbują przeciągnąć widza na swoją stronę.

To prawda. I widz zaczyna iść za ich opowieściami.  Nie przesiewa. Pod koniec serialu następuje szok. Ale jeśli ktoś obejrzy całość jeszcze raz, przekona się, że wiele rzeczy ten koniec zwiastuje. To jest opowieść o kobiecie, która chce coś powiedzieć, ale nikt jej na to nie pozwala. Nawet widz.

Trudno sobie wyobrazić „Sprostowanie” bez Cate Blanchett.

Ona jest absolutnie wyjątkowa. Interesuje ją wszystko – od etapu powstawania scenariusza i następujących w nim zmian, poprzez ujęcia na planie, dotyczące nie tylko jej postaci aż do montażu czy pytań o muzykę. Jest współpracownikiem i partnerem reżysera. I jeszcze coś: potrafi rozważać różne opcje, a czasem przyznać się do błędu i pójść za koncepcją kogoś innego. Powiedzieć: „To ty masz rację”. 

„Sprostowanie ”zostało wyprodukowane dla Apple, dystrybucją „Romy” zajmował się Netflix. Dla platformy zrobił „Czas krwawego księżyca” Martin Scorsese. Myśli pan, że portale wkrótce zawładną kinem? 

Wielu artystów nie jest dziś w stanie zrobić filmu w konwencjonalnych układach. Wielkie studia i firmy boją się ryzyka. Ci, którzy dotąd byli zagrożeniem dla kina artystycznego, dzisiaj stają się dla niego głównym wsparciem. Mówi się, że portale narzucają swoje warunki. Ale czy wielkie studia tego nie robiły? Tam nawet mało kto ma prawo do ostatecznego montażu.

Faktem jest, że sieci zapewniają filmom ogromną widownię.

To ważne. Bo kiedyś filmy mogły egzystować w kinach tygodniami, a czasem i miesiącami. Wszystko zmieniło się po „Gwiezdnych wojnach”, gdy zaczęto mówić o „weekendzie otwarcia”. I jeśli jakiś tytuł nie zaistnieje mocno w pierwszych dniach wyświetlania, praktycznie przegrywa. Reszta jego życia odbywa się w sieci. I dobrze. Moim zdaniem problem tkwi gdzie indziej. W 1922 roku, gdy pojawił się dźwięk, 85 proc. kin zostało zlikwidowanych, wiele kopii filmów poginęło, także arcydzieł niemego kina. Teraz też brakuje archiwów, konserwacji. Platformy, niestety, nie archiwizują swoich zbiorów.

A na pana następny film znów będziemy czekać kilka lat?

Nie wiem. Na razie po prostu żyję, patrzę, myślę.

Catherine Ravenscroft (Cate Blanchett) jest odnoszącą sukcesy dokumentalistką. Pewnego dnia dostaje przesyłkę z książką. Autorka wraca do przeszłości, gdy Catherine spędzała wakacje z mężem (Sacha Baron Cohen) i synem Nicholasem we Włoszech. Mąż wyjechał w nagłych sprawach do Londynu. Catherine zaczęła spędzać czas z Jonathanem - studentem spotkanym na plaży. Doszło do wypadku: Jonathan uratował tonącego Nicholasa, ale sam zginął. Catherine nie przyznała się wówczas do znajomości z Jonathanem. Jednak po jego śmierci matka wywołała kliszę z aparatu: na fotografiach była młoda kobieta. Catherine. Nancy niedługo potem zmarła na raka, ale zdążyła napisać powieść. Po latach odnalazł ją ojciec Jonathana – Stephen (Kevin Kline). Doprowadził do jej wydania i egzemplarz przesłał Catherine. Na pierwszej stronie książki jest napis: „Wszelkie podobieństwo do osób żyjących i zmarłych nie jest przypadkowe”. W „Sprostowaniu” Alfonso Cuaron opowiada historię osób, które w tym zdarzeniu brały udział. Każda z nich ma swoją „prawdę”, niesie swoje wspomnienia, swój ból. Zakończenie tej historii zaskakuje, jest bardzo mocne.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Nie żyje Jim Abrahams, twórca „Czy leci z nami pilot?” z Leslie Nielsenem
Film
Nagroda Emmy dla polskiego filmu „Pianoforte”
Film
Spotkanie z horrorami w Warszawie. Święto Niemego Kina
Film
Gwiazda serialu „Czarnobyl”, Jared Harris, odbierze nagrodę Cutting Edge Award na BNP Paribas Warsaw SerialCon
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
EnergaCAMERIMAGE: Toruńska próba przed Oscarami
Materiał Promocyjny
Bank Pekao SA z ofertą EKO kredytu mieszkaniowego