Czasami docierają do nas migawki z protestów, w tym najbardziej spektakularnych w Sejmie, gdzie wdzięczący się wcześniej do wyborców politycy nie zwracają uwagi na osoby, które najbardziej potrzebują pomocy. Oglądamy wtedy najczęściej matki dzieci, ale też osób dorosłych, pozostawione przez państwo sobie samym w walce z niewyobrażalnym dla większości problemami, często pozbawione środków do życia. Matki niemogące zarobkować, ponieważ trzeba zająć się ukochanym, jednak niedającym sobie rady bez pomocy dzieckiem. W takich sytuacjach wielu ojców odchodzi, wybierając bezproblemowe życie.
„Matki pingwinów” i trudna codzienność
Trzeba dodać, że to, co widzimy w przestrzeni publicznej, i tak jest lżejszą formą chorób – są przecież osoby przykute nie tylko do wózków, lecz do łóżek, podłączone do skomplikowanych urządzeń, bez których grozi im śmierć. Takie problemy w Polsce wciąż nie są systemowo rozwiązane, a najbardziej palący przykład stanowią ślimaczące się prace nad ustawą o asystentach. W założeniu ma zagwarantować osobom z niepełnosprawnościami profesjonalną opiekę medyczną, zaś rodzinom pozwolić na pracę i chwilę wytchnienia.
Ustawy wciąż nie ma, a Polska pozostaje krajem, w którym zachęca się do posiadania dzieci, lecz nie dba o nie i ich rodziny, gdy pojawiają się problemy zdrowotne nie do przezwyciężenia.
Czytaj więcej
George R.R. Martin, autor „Gry o tron”, dał do zrozumienia, choć dwuznacznie, że może nas czekać serial z Maisie Williams, czyli nowa historia, której bohaterką będzie Arya Stark.
Fragment tej rzeczywistości przedstawiają „Matki pingwinów” według pomysłu Klary Kochańskiej-Bajon oraz w reżyserii jej i Jagody Szelc, obecnie nr 1 wśród krajowych seriali Netflixa. Pokazuje wiele złożonych problemów, z jakimi może się spotkać każdy, kto postanowi mieć dzieci, zostaje babcią lub dziadkiem. Czasami są to sprawy, które nie rzucają się z początku w oczy, tak jak problemy Jasia (Jan Lubas). Potem pojawia się szkolny incydent z agresją, a profesjonalna analiza wskazuje, że mama musi przyjąć do wiadomości, że ukochane dziecko jest w spektrum autyzmu, a jego wybryk i usunięcie ze szkoły łączą się z wilczym biletem, bo żadna „normalna” szkoła, a nawet te specjalne, ekstrapłatne – nie chcą przyjąć dziecka, które może wywołać problemy.