„Matki pingwinów”, czyli fajterki macierzyństwa

Serial „Matki pingwinów” o rodzicach zajmujących się dziećmi z niepełnosprawnościami pojawia się, gdy wciąż niezakończone są prace nad ustawą o asystentach takich osób. 3 grudnia odbędzie się protest w tej sprawie przed Kancelarią Premiera RP.

Publikacja: 27.11.2024 04:03

Jaś (Jan Lubas) i jego mama Kamila (Masza Wągrocka)

Jaś (Jan Lubas) i jego mama Kamila (Masza Wągrocka)

Foto: materiały prasowe

Czasami docierają do nas migawki z protestów, w tym najbardziej spektakularnych w Sejmie, gdzie wdzięczący się wcześniej do wyborców politycy nie zwracają uwagi na osoby, które najbardziej potrzebują pomocy. Oglądamy wtedy najczęściej matki dzieci, ale też osób dorosłych, pozostawione przez państwo sobie samym w walce z niewyobrażalnym dla większości problemami, często pozbawione środków do życia. Matki niemogące zarobkować, ponieważ trzeba zająć się ukochanym, jednak niedającym sobie rady bez pomocy dzieckiem. W takich sytuacjach wielu ojców odchodzi, wybierając bezproblemowe życie.

„Matki pingwinów” i trudna codzienność

Trzeba dodać, że to, co widzimy w przestrzeni publicznej, i tak jest lżejszą formą chorób – są przecież osoby przykute nie tylko do wózków, lecz do łóżek, podłączone do skomplikowanych urządzeń, bez których grozi im śmierć. Takie problemy w Polsce wciąż nie są systemowo rozwiązane, a najbardziej palący przykład stanowią ślimaczące się prace nad ustawą o asystentach. W założeniu ma zagwarantować osobom z niepełnosprawnościami profesjonalną opiekę medyczną, zaś rodzinom pozwolić na pracę i chwilę wytchnienia.

Ustawy wciąż nie ma, a Polska pozostaje krajem, w którym zachęca się do posiadania dzieci, lecz nie dba o nie i ich rodziny, gdy pojawiają się problemy zdrowotne nie do przezwyciężenia.

Czytaj więcej

Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina

Fragment tej rzeczywistości przedstawiają „Matki pingwinów” według pomysłu Klary Kochańskiej-Bajon oraz w reżyserii jej i Jagody Szelc, obecnie nr 1 wśród krajowych seriali Netflixa. Pokazuje wiele złożonych problemów, z jakimi może się spotkać każdy, kto postanowi mieć dzieci, zostaje babcią lub dziadkiem. Czasami są to sprawy, które nie rzucają się z początku w oczy, tak jak problemy Jasia (Jan Lubas). Potem pojawia się szkolny incydent z agresją, a profesjonalna analiza wskazuje, że mama musi przyjąć do wiadomości, że ukochane dziecko jest w spektrum autyzmu, a jego wybryk i usunięcie ze szkoły łączą się z wilczym biletem, bo żadna „normalna” szkoła, a nawet te specjalne, ekstrapłatne – nie chcą przyjąć dziecka, które może wywołać problemy.

Z taką historią musi się zmierzyć Kamila (Masza Wągrocka). Z początku zastanawiałem się, dlaczego twórczynie serialu zdecydowały się, by ich główna bohaterka była zawodniczką MMA, która walczy na ringu, zadając i przyjmując brutalne ciosy, spływając krwią – swoją i przeciwniczek. Szukałem tropów związanych z równouprawnieniem, jednak za decyzją scenarzystek może kryć się znaczącą gra słów: każda mama, która dowiaduje się, że jej dziecko jest osobą z niepełnosprawnością, zaczyna najcięższą w życiu walkę o przetrwanie – taką, jaką prowadzą zawodniczki MMA.

To są codzienne ciężkie treningi, boksowanie się z życiem, przeciwnościami, biurokracją, zwątpieniem. A także osamotnieniem i porzuceniem, wiele bowiem kobiet, jeśli nawet ma wsparcie mężczyzn – to tylko do czasu. Jak widzimy w sześciu odcinkach serialu, wolą uciekać z domu pod pozorem pracy i zarabiania na rodzinę. Taki jest Grzesiek (Piotr Rogucki), którego żona Tatiana (Magdalena Różdżka), by móc przewozić syna na wózku, zakupiła samochód transportowy, gdy partner spędza czas na zagranicznym kontrakcie. Z kolei Maciej (Piotr Głowacki) jest anielsko cierpliwy. Bezpośrednio nie angażuje się w opiekę, ponieważ woli rolę stróża domowych finansów – aż do przesady, co może wpędzić wszystkich w kłopoty. Tak jak dylemat Grześka, gdy na horyzoncie pojawi się inna kobieta z „normalnym życiem”.

„Matki pingwinów” i ojcowie

Ale choć serial zatytułowano „Matki pingwinów”, bo przecież kobiety najczęściej biorą na siebie opiekę nad dziećmi z niepełnosprawnościami – twórcy pokazują, że świat jest pełen paradoksów. Koleżanka geja zapragnęła mieć dziecko, ale gdy nie mogło liczyć na dziesięć poporodowych punktów, roli matki i ojca podejmuje się ten, który zgodził się na początku być tylko dawcą nasienia (nie ujawniam postaci, żeby nie spojlerować). Ciekawie rozwija się ten gejowski wątek. Można się domyślać, że jeśli powstanie drugi sezon – w roli rodziców pojawi się dwóch mężczyzn, bo kobiety czasem też zawodzą. Tak jak egoistyczna babcia, skupiona na sobie, naukowej karierze, hołdująca dawnym snobizmom (w takiej roli Krystyna Janda).

Jednak rzecz w tym, by nie oceniać, lecz pomagać, tworzyć sieć wspierających się rodzin. Wspaniała jest postać Uli (Barbara Wypych). To prawda: życie dało jej dobrze zarabiającego męża, ale mając już córeczkę z zespołem Downa, nie musiała przecież adoptować chłopca o podobnej niesprawności. Ale ona kocha dzieci bezwarunkowo. Wzruszająca jest jej opowieść, gdy wspomina czas, kiedy badania prenatalne mogłyby ją skłonić do aborcji, tymczasem opieka nad córeczką okazała się najwspanialszą przygodą jej życia.

Czytaj więcej

Netflix przygotowuje drugi sezon serialu „1670”. Byliśmy na planie. Co już wiemy?

Życie bohaterów „Matek pingwinów” byłoby trudniejsze, gdyby nie „Cudowna przystań”. Tak nazywa się szkoła, w której spotykają się dzieci niechciane w innych placówkach edukacyjnych. Historia jej powstania, tak jak to bywa w życiu, łączy się z doświadczeniami pomysłodawcy. Dyrektor (Roman Gancarczyk) uwielbiał swój zawód, czyli dziennikarstwo, ale tak się złożyło, że nie do końca udana operacja posadziła jego syna na wózku już na zawsze. Widząc, z jakimi problemami borykają się rodzice tacy jak on, stworzył szkołę otwartą dla wszystkich.

Z tą otwartością różnie bywa, pokazują twórcy serialu. Nawet na drodze osoby mającej idealistyczne wyobrażenia i samarytańską osobowość pojawiają się czasem problemy, które wymagają trudnych decyzji, skutkujących krytycznymi ocenami w środowisku. Oglądamy więc w serialu sytuację szkolnego kryzysu, widzimy, ile samozaparcia wymaga zorganizowanie wycieczki czy wypożyczenia wózków na wyjazd. I nawet jeśli uda się przezwyciężyć problemy jednego dnia, w głowach matek i ojców ciągle czai się pytanie: czy damy sobie radę jutro? I to najstraszniejsze: czy choroba dziecka się nie pogłębi? Co będzie, kiedy nas zabraknie?

Już 3 grudnia przed Kancelarią Premiera RP odbędzie się protest w sprawie ustawy o asystencji osobistej, której wciąż nie ma.

Czasami docierają do nas migawki z protestów, w tym najbardziej spektakularnych w Sejmie, gdzie wdzięczący się wcześniej do wyborców politycy nie zwracają uwagi na osoby, które najbardziej potrzebują pomocy. Oglądamy wtedy najczęściej matki dzieci, ale też osób dorosłych, pozostawione przez państwo sobie samym w walce z niewyobrażalnym dla większości problemami, często pozbawione środków do życia. Matki niemogące zarobkować, ponieważ trzeba zająć się ukochanym, jednak niedającym sobie rady bez pomocy dzieckiem. W takich sytuacjach wielu ojców odchodzi, wybierając bezproblemowe życie.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Platformy streamingowe
Netflix przygotowuje drugi sezon serialu „1670”. Byliśmy na planie. Co już wiemy?
Platformy streamingowe
„Gąska”. Co wiadomo o pierwszym polskim serialu dla platformy Prime Video?
Platformy streamingowe
„Pingwin" w Max i kreacja Colina Farrella
Platformy streamingowe
Jak zmieścić „Sto lat samotności” w 16 odcinkach serialu. Pokaże to Netflix
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Platformy streamingowe
Logan i reszta. Finałowy sezon serialu „Sukcesja”