Niemal mimochodem (i to raczej jako wymyślona na końcu wisienka na torcie obietnic, a nie ustalona od początku filozofia działania) rzucone zostało stwierdzenie fundamentalne: celem działań jest (podobno) budowa „polskiej wersji państwa dobrobytu". Państwo dobrobytu? Brzmi świetnie. Wszystkim Polakom natychmiast kojarzy się to z irlandzką pensją minimalną, francuskimi świadczeniami społecznymi, niemiecką służbą zdrowia i skandynawską edukacją publiczną. Aż dziw, że nikt nie wpadł na to wcześniej: gdybyśmy już w roku 1990 zadekretowali państwo dobrobytu, a nie opowiadali jakieś bzdury o konieczności budowy sprawnej gospodarki, już dawno przegonilibyśmy Niemców.Czy jednak państwo dobrobytu można zadekretować?