Andrzej Półkoszek: Czy wynalazek ma wartość rynkową

„W obiegowej opinii wycena aktywów firm powinna prowadzić do liczbowej wartości, sugerującej cenę transakcyjną. Czy tak samo należy myśleć o wycenie wynalazków na potrzeby komercjalizacji wiedzy?" – pisze ekspert ds. wyceny firm oraz wartości niematerialnych i prawnych.

Publikacja: 17.08.2021 21:00

Andrzej Półkoszek: Czy wynalazek ma wartość rynkową

Foto: Adobe Stock

Instytucje zajmujące się dystrybucją środków publicznych na finansowanie prac badawczo-naukowych oraz programów rozwojowych oczekują podania w wycenie wartości [sic!] rynkowej, wyliczonej za pomocą prostych algorytmów, pozwalających na uzyskanie szybkiego wyniku. Na czym polega to zasadnicze nieporozumienie?

Paradygmat wycen w Polsce skłania tak zleceniodawców, jak wielu autorów wycen do bezrefleksyjnego dążenia do wyliczenia wartości rynkowej w formie liczby „wyskakującej" w okienku szablonu analitycznego. Tymczasem wynalazek, tzw. innowacja, nie ma ze swej istoty wartości rynkowej. Wyliczanie wartości rynkowej jest kwestionowaniem nowatorskiego i unikatowego charakteru wycenianej wartości niematerialnej. Skoro jest innowacyjna, to nie sposób jej zestawiać, zgodnie z logiką ekonomii, z porównywalnymi na rynku rozwiązaniami. Szczególnym wypaczeniem w obszarze komercjalizacji wiedzy są próby „urynkowienia" patentów produkowanych przez lata na półki magazynowe różnych instytutów naukowo-badawczych tylko dlatego, że pojawiły się fundusze na ich komercjalizację.

A gdzie jest rynek na te efekty rodzimych wynalazców? Jeśli rynek rozumiemy, wg komentarzy do ustawy o rachunkowości, jako „taki, na którym w każdej chwili można wskazać zarówno chętnego do sprzedaży tego aktywa, jak i do jego zakupu", to czy na każdy rezultat twórczości ze sfery nauki są chętni do zakupu w sferze biznesu? Oczekiwanie zatem wskazania wartości rynkowej wyniku prac badawczo-rozwojowych wobec braku zdefiniowanego, wręcz wskazanego po imieniu, odbiorcy/inwestora jest dowodem prymatu ignorancji nad wiedzą w sferze działań komercjalizacyjnych.

Tymczasem wyceny wartości rynkowej tych „pułkowników" odbywają się, a jakże, na komendę, choć rynek na te pomysły nie istnieje, nikt ich nie potrzebuje.

Polskie doświadczenia wolnorynkowe w zestawieniu z krajami o ugruntowanej świadomości ekonomicznej są zbyt krótkie, by oczekiwać szacunku i zrozumienia dla racjonalnych kryteriów decyzyjnych. Ciągle wprawdzie jeszcze imponują nam „zachodnie" lub „światowe" standardy i procedury wyceny. Nie ma w tym oczywiście nic złego. Przeciwnie, nie należy przecież wyważać drzwi już przez kogoś otwartych. Istotą problemu jest jednak nieprzystawalność wielu wskaźników i procedur pochodzących z innych realiów gospodarczych i kultur biznesowych, jakże ciągle różnych od polskiej rzeczywistości.

Jak komercjalizować wynalazki?

Wycena wartości niematerialnych, zwanych innowacjami, towarzyszyć powinna zaprojektowanym i „uszytym na miarę" transakcjom rynkowym, których istotą jest zmiana prawa własności wynalazku przy dywersyfikacji ryzyka obu stron: nauki i biznesu, twórcy i inwestora. Celem wyceny samym w sobie przestaje wówczas być kwota [liczba, wartość], a istotna staje się relacja biznesowa, koncept spełniający potrzeby inwestora i zaspokajający oczekiwania twórcy. Ten, jak niektórzy twierdzą, „dziki" kapitalizm okazuje się koncyliacyjny w praktyce. Koncepcja wyceny metodą licencjonowania, praktykowana przeze mnie jako konsultanta biznesowego w polskich realiach gospodarczych i promowana na spotkaniach z przedstawicielami biznesu i nauki, pochodzi właśnie z tzw. wielkiego świata wycen własności IP.

Na przykład przedstawiciele amerykańskiej uczelni Massachusetts Institute of Technology stosują model dywersyfikacji ryzyka stron procesu komercjalizacji w oparciu o następujące założenia:

1. Każdy projekt inwestycyjny obejmuje (a co najmniej powinien) trzy fazy:

a) fazę przedinwestycyjną (np. naukowo-badawczą w projektach innowacyjnych lub badań rynku w projektach komercyjnych);

b) fazę inwestycyjną (wdrożeniową w projektach innowacyjnych lub fizycznego zakupu aktywów trwałych i prac budowlano-montażowych w projektach komercyjnych);

c) fazę operacyjną, zwaną też eksploatacyjną (czyli fazę sprzedaży produktów/usług powstałych w wyniku realizacji przedsięwzięcia inwestycyjnego);

2. Sfera twórców wynalazków sprowadza się najczęściej do partycypacji w fazie przedinwestycyjnej oraz inwestycyjnej, natomiast sfera biznesu – najczęściej do fazy inwestycyjnej i operacyjnej.

Co jest istotą optymalizacji ryzyka po stronie zarówno naukowo-badawczej, jak i biznesowej? W fazie przedinwestycyjnej twórca prowadzi prace R&D, których koszt i czas został określony. Minimalizuje swoje ryzyko, stosując np. schemat kamieni milowych (milestones), bo dzieli całość prac na logiczne etapy. Realizacja każdego kolejnego etapu jest warunkowana efektem poprzedniego. Dywersyfikacja sponsora projektu (sfera biznesu) polega na tym, że w sytuacji, gdy potencjalnie kolejny etap prac R&D kończy się wynikiem negatywnym, oszczędza on na wydatkach na cały projekt.

W fazie inwestycyjnej twórca może również pracować nad wdrożeniem etapowo. Sponsor projektu badawczego może również być zobligowany do finansowego zaangażowania warunkowanego powodzeniem poszczególnych etapów. W fazie operacyjnej zasadniczym ryzykiem dla twórcy byłoby ustalenie ceny jednorazowej sprzedaży praw do wynalazku. Po pierwsze – cenę tę w sposób adekwatny ustalić jest bardzo trudno (o ile w ogóle to jest możliwe), po drugie zaś – jak powszechnie wiadomo – nabywcy wynalazków nie są zbyt skłonni do hojnych propozycji. Znacznie bardziej efektywną formą jest licencjonowanie prawa do stosowania wynalazku przez potencjalnego licencjobiorcę (licencjobiorców). Dywersyfikacji ryzyka mogą twórcy dokonać, chociażby dzieląc opłatę licencyjną na część stałą (ryczałtową), która gwarantuje im minimalny dochód przez cały okres umowy licencyjnej. Natomiast część zmienna opłaty zależy bezpośrednio od wyników ekonomicznych generowanych przez licencjobiorców, a zatem im te wyniki wyższe, tym dochód twórców wyższy. W ten sposób twórcy mogą odzyskać niewyznaczoną sztucznie, ale jak najbardziej realną, korzyść wynikającą ze wspólnych starań (wraz z użytkownikami wynalazku). Sponsor natomiast dywersyfikuje swoje ryzyko, ponieważ to on jest zobowiązany opracować biznesplan przedsięwzięcia w tej właśnie fazie. W praktyce to on właśnie posiada największy zakres wiedzy o rynku i najlepiej może ocenić potencjalne perspektywy rozwojowe.

Jednocześnie wybierając formę licencjonowania wynalazku (a nie jego zakupu), sponsor uzależnia płatności na rzecz twórców wynalazku od faktycznych efektów uzyskiwanych przez siebie w fazie operacyjnej. Jest to najbardziej klarowny system dywersyfikacji jego ryzyka operacyjnego, jaki można sobie wyobrazić.

Jak wyceniać wynalazki na potrzeby komercjalizacji?

Racjonalnie – metodą licencjonowania. Liczba jest ważna, ale nie jest celem samym w sobie.

Jak wynika z powyższego, jedynym kryterium warunkującym ustalenia pomiędzy stronami jest zasada rozsądnego podziału ryzyka w taki sposób, aby każda ze stron optymalizowała swoje poczucie bezpieczeństwa. Ostatecznie ustalany jest algorytm pozwalający na:

a) określenie wartości stawki licencyjnej w części ryczałtowej (jeśli ma zastosowanie);

b) określenie bazy odniesienia (podstawy analitycznej) do ustalenia procentowej stawki licencyjnej w części zmiennej (np. wartość sprzedaży licencjobiorcy netto lub wartość zysku operacyjnego licencjobiorcy, ściśle określonego co do zasad jego obliczania);

c) określenie procentowej stawki licencyjnej odniesionej do powyższej bazy.

Co jest istotne, procentową stawkę licencyjną ustala się w taki sposób, aby obliczona na podstawie planu finansowego suma korzyści obydwu stron pozostawała wobec siebie w z góry ustalonym parytecie (niekoniecznie, a nawet dosyć rzadko, byłoby to salomonowe 50:50). Zatem – co bardzo ważne – procentowa stawka licencyjna jest cechą charakterystyczną i zindywidualizowaną dla konkretnego kontraktu licencyjnego i nie stanowi w żaden sposób odzwierciedlenia tzw. benchmarków (czyli uśrednionych stawek licencyjnych czerpanych z amerykańskich zazwyczaj baz danych), które bezkrytycznie są niekiedy stosowane w tego typu ustaleniach.

Wskazanie liczbowej wartości wynalazku jest oczywiście możliwe. Wystarczy bowiem przeprowadzić procedurę dyskontowania wynikających z ustalonej na podstawie biznesplanu prognozy wyników finansowych licencjobiorcy oraz związanych z nią opłat licencyjnych właściciela praw do wynalazku, aby uzyskać określony rezultat liczbowy, reprezentujący odpowiednio: wartość oczekiwaną projektu dla licencjobiorcy oraz wartość wynalazku dla jego właściciela (np. twórcy lub reprezentowanej przez niego instytucji).

Przewagą licencjonowania nad sprzedażą bezpośrednią jest to, iż nawet przy najlepszej wiedzy i intencjach stron zaangażowanych w transakcję przyszłości nie da się przewidzieć. Plan pozostaje planem, ale jego potencjalne odchylenia, wynikające z realiów, które dopiero zaistnieją, nie mogą być przecież przewidziane wcześniej, w momencie dokonywania wyceny. Zatem w toku realizacji projektu obydwie strony pozostają solidarnie powiązane troską o uzyskiwanie pozytywnych rezultatów ekonomiczno-finansowych przez użytkownika wynalazku i wszelkie odchylenia od prognozy obciążają je solidarnie, tak pozytywnie, jak i negatywnie. Tymczasem przy jednorazowej sprzedaży przyszłe zmiany nie mogą już być spożytkowane przez strony umowy w kontekście ustalenia ceny transakcyjnej, co oznacza potencjalną nierównocenność oczekiwanych w momencie transakcji korzyści.

Andrzej Półkoszek, konsultant i licencjonowany rzeczoznawca BOMIS® ds. wyceny przedsiębiorstw i wartości niematerialnych i prawnych. Jest autorem analiz finansowych, biznesplanów i wycen przedsiębiorstw oraz aktywów niematerialnych [patentów, licencji, znaków towarowych]. Ukończył studia na Politechnice Warszawskiej, Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej [Executive MBA]. Doświadczenie zawodowe zdobywał w liniach lotniczych, w przemyśle, w handlu zagranicznym oraz w bankowości [doradca Departamentu Kredytów w BRE Banku SA, obecny mBank]. Sądy, prokuratury, kancelarie prawne zlecają mu niezależne ekspertyzy w zakresie naruszenia praw, a przedsiębiorstwa – analizy i wyceny wymagające zaawansowanej wiedzy

Instytucje zajmujące się dystrybucją środków publicznych na finansowanie prac badawczo-naukowych oraz programów rozwojowych oczekują podania w wycenie wartości [sic!] rynkowej, wyliczonej za pomocą prostych algorytmów, pozwalających na uzyskanie szybkiego wyniku. Na czym polega to zasadnicze nieporozumienie?

Paradygmat wycen w Polsce skłania tak zleceniodawców, jak wielu autorów wycen do bezrefleksyjnego dążenia do wyliczenia wartości rynkowej w formie liczby „wyskakującej" w okienku szablonu analitycznego. Tymczasem wynalazek, tzw. innowacja, nie ma ze swej istoty wartości rynkowej. Wyliczanie wartości rynkowej jest kwestionowaniem nowatorskiego i unikatowego charakteru wycenianej wartości niematerialnej. Skoro jest innowacyjna, to nie sposób jej zestawiać, zgodnie z logiką ekonomii, z porównywalnymi na rynku rozwiązaniami. Szczególnym wypaczeniem w obszarze komercjalizacji wiedzy są próby „urynkowienia" patentów produkowanych przez lata na półki magazynowe różnych instytutów naukowo-badawczych tylko dlatego, że pojawiły się fundusze na ich komercjalizację.

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności