Spośród ponad 200 spółek notowanych na naszej giełdzie 141 przyniosło zyski (inwestycje jednorazowe). Szczególnie dobrze wypadły akcje najmniejszych firm wchodzących w skład indeksu sWIG80. Przez dwa lata wartość tego wskaźnika wzrosła o 102 proc. W tym samym czasie WIG20 zyskał zaledwie 4,6 proc.
Gdybyśmy jednak systematycznie co miesiąc inwestowali określoną kwotę w poszczególne akcje, zarobilibyśmy tylko w 87 na 217 poddanych analizie spółek. Przez półtora roku wartość naszych inwestycji rosła, ale gdy mieliśmy już w akcjach dużo pieniędzy, kursy zaczęły spadać. Teraz wiadomo, że pierwszym ostrzeżeniem była mocna korekta na globalnych rynkach w lipcu i sierpniu 2007 r. Po niej co prawda na giełdy powróciły zwyżki. WIG20 w październiku zanotował rekord wszech czasów, ale pozostałe indeksy, w tym WIG, nie zdołały przekroczyć poziomu z początku lipca 2007 r. Przez ostatnie sześć miesięcy – jak teraz widać – dokupywanie akcji w większości przypadków jedynie powiększało straty. Najgorszy okazał się styczeń; tak źle na naszej giełdzie nie było od 13 lat.
Styczniowy zimny prysznic miał duży wpływ na wyniki funduszy inwestujących w akcje. Przez jeden miesiąc wartość jednostek funduszy akcyjnych spadła średnio o ponad 13 proc. (fundusze lokujące na rynku polskim) i o prawie 11 proc. (akcji zagranicznych). Zmniejszyło to znacząco wyniki inwestycji jednorazowych, ale nadal około 50-proc. zysk z funduszy małych i średnich spółek DWS, ING czy Legg Mason trzeba uznać za bardzo dobry (przypomnijmy, że wartość sWIG80 podwoiła się).
Systematyczne inwestycje w fundusze mocno rozczarowały. Ci, którzy co miesiąc kupowali jednostki funduszy akcyjnych, zrównoważonych lub stabilnego wzrostu, w najlepszym razie wyszli na zero (ale po uwzględnieniu inflacji: 1,4 proc. w 2006 r. i 4 proc. w 2007 r., ponieśli straty). Nic nie dała dywersyfikacja portfela polegająca na lokowaniu pieniędzy poza granicami kraju. Systematyczne kupowanie jednostek funduszy akcji zagranicznych zakończyło się średnią stratą w wysokości 15 proc. Pół biedy, gdy walutą rozliczeniową był dolar lub euro. Jeśli natomiast był to złoty, straty dochodziły do 25 proc.
Tylko niektórym funduszom obligacji i rynku pieniężnego udało się uchronić oszczędności klientów przed inflacją. Ich wyniki w większości przypadków odpowiadają stopom zwrotu z obligacji skarbowych. Najlepsze papiery dłużne pozwoliły zarobić średnio 3,6 proc. (inwestycje systematyczne) i 8,3 proc. (jednorazowe). Obecnie rentowność niektórych obligacji przekracza 6 proc., a giełdowe ceny papierów o stałym oprocentowaniu są niskie. Kto więc dysponuje wolną gotówką, powinien się zastanowić nad ulokowaniem jej w funduszach obligacji, tym bardziej że inwestycje w akcje i fundusze akcyjne są obecnie bardzo ryzykowne.