Takie są wyniki dochodzenia przeprowadzonego przez niemiecką organizację BUND, które będą opublikowane we wtorek w porozumieniu z siecią organizacji ekologicznych European Environmental Bureau (EEB). Chodzi o 654 firmy, z których znaczna część działa w Polsce albo jako producenci, albo jako dystrybutorzy czy sprzedawcy.
Analiza BUND dotyczy badania przeprowadzonego przez niemiecki rząd w 2014 roku, które wykazało, że tylko 1 z 1814 dokumentacji była pełna. Do tych danych BUND zażądał dostępu na podstawie przepisów o wolności informacji. Uzyskał go, dzięki czemu może pokazać nazwy substancji chemicznych, firm i sektorów gospodarki. Wśród nich pięć z dziesięciu największych firm chemicznych na świecie: BASF, Dow Chemical, SABIC, Ineos, ExxonMobil. Inne obejmują 3M, Henkel, Sigma-Aldrich, Solvay, Du Pont, Clariant, Thermo Fisher. Ale są też firmy polskie, jak PKN Orlen, Grupa Lotos. Grupa Azoty, Petrochemia Blachownia, czy wiele mniejszych spółek używających substancji chemicznych. Lista obejmuje producentów żywności i napojów, jak DSM, kosmetyków (L'Oréal) czy wielkie koncerny produktów konsumpcyjnych, jak Colgate-Palmolive czy Procter and Gamble.
W UE obowiązuje pakiet legislacji chemicznej REACH, który wymaga od producentów i importerów substancji chemicznej przeprowadzenia analizy. Na jej podstawie krajowe organy kontrolne decydują o jej dopuszczeniu na rynek. Nawet ECHA, czyli europejska agencja nadzoru nad chemikaliami, przeprowadziła własne dochodzenie i doszła do wniosku, że 2/3 ze sprawdzonych przez nią 700 substancji chemicznych nie ma prawidłowo przeprowadzonych testów. Mimo to są dopuszczone na rynek, a potem nie są z niego wycofywane. Przez dziesięć lat od swojego powstania w 2007 roku ECHA wycofała tylko cztery z około 20 000 dokumentacji chemicznych. W konsekwencji te sporne substancje używane są potem nie tylko przez wielki światowe koncerny, ale też przez dziesiątki tysięcy innych w całym łańcuchu produkcyjnym.
Wśród substancji, dla których nie ma pełnej analizy bezpieczeństwa, jest m.in. ftalan dibutylu stosowany jako plastyfikator w podłogach, meblach, zabawkach, materiałach budowlanych, zasłonach, obuwiu, wyrobach skórzanych, papierowych i kartonowych oraz sprzęcie elektronicznym. Może zaszkodzić nienarodzonym dzieciom, podejrzewa się, że zmniejsza płodność i jest bardzo toksyczny dla organizmów wodnych. Inna niebezpieczna substancja to octan metylu, używany w produktach do powlekania, klejach i szczeliwach, kosmetykach i produktach do pielęgnacji ciała, produktach do prania i czyszczenia. Powoduje poważne podrażnienie oczu, może wywoływać uczucie senności lub zawroty głowy.
Kolejny to trichloroetylen, stosowany głównie w przemyśle. Powoduje podrażnienie skóry i poważne podrażnienie oczu. Podejrzewa się, że powoduje wady genetyczne, może powodować raka. Jest szkodliwy dla organizmów wodnych z długotrwałymi skutkami. – Firmy chemiczne od lat kwestionują prawo i uciekają od niego, sprzedając substancje, które mogą powodować nowotwory hormonalne, zaburzenia mózgu i inne poważne problemy zdrowotne. Jako konsumenci jesteśmy trzymani w ciemności, nie wiedząc, czy codzienne produkty są bezpieczne czy nie – powiedział Manuel Fernandez, dyrektor ds. polityki chemicznej BUND.