Gospodarka cyrkularna jest jak dieta: wszyscy się zgadzają, że warto, ale kiedy przychodzi co do czego, trudno zrezygnować z szybkich i wygodnych rozwiązań – komentował dla PAP dr Piotr Sosnowski z katedry logistyki na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. – Z jednej strony jej zalety są niezaprzeczalne: może zmniejszyć zużycie surowców, ograniczyć emisję CO2 i stworzyć nowe miejsca pracy. Z drugiej polityczne i gospodarcze realia sprawiają, że wiele krajów i firm zaczyna się z niej wycofywać – dodawał.
Badacz z UŁ odwołuje się tu do raportu „Circularity Gap Report 2023”, który zawiera dane świadczące o tym, że globalnie gospodarka cyrkularna skurczyła się do 7,2 proc. (z 9,1 proc. w 2018 r.). Tych kilka ostatnich lat wyjątkowo zaburzyło jednak percepcję: o ile w poprzedniej dekadzie naszym największym zmartwieniem było zło wyrządzane przez ludzi planecie, o tyle w tej dekadzie kluczowe wydaje się być zło, jakie ludzie wyrządzają sobie nawzajem.
Technologiczny próg
Zacznijmy jednak od końca: odkąd mówi się o recyklingu, wskazuje się na to, że do procesów tego typu najczęściej trzeba dopłacać. I rzeczywiście, technologie służące do odzyskiwania surowców z istniejących już wyrobów są drogie – przynajmniej proporcjonalnie do cen tych wyrobów. O tym czynniku przesądza oczywista różnica między kilogramem miedzi i kilogramem plastiku: o ile odzysk niektórych surowców jest opłacalny nawet przy zastosowaniu metod ze średniowiecza, to w przypadku innych nowy surowiec jest tańszy.
Sztuka polega na opracowaniu – i co równie ważne, popularyzacji – rozwiązań pozwalających obniżyć koszty recyklingu lub umożliwiających ponowne wykorzystanie tych wyrobów, do których jednorazowości zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Odkąd solidniejsze foliowe torby zaczęły kosztować po kilka złotych, a cienkie „jednorazówki” po kilkadziesiąt groszy – zaczynamy pamiętać o zabraniu na zakupy toreb z domu.
Wśród innowacyjnych firm trwa rywalizacja o to, kto wymyśli nowe standardy w tym zakresie. Niemałe szanse ma choćby australijski start-up Samsara Eco, który opracował oparte na enzymach technologie, pozwalające przywrócić plastikowe odpady do ich pierwotnej chemicznej postaci, w niczym nie ustępującej oryginalnym materiałom użytym wcześniej w produkcji. W kolejnej rundzie finansowania, przeprowadzonej w 2024 r., Samsara Eco zebrała ok. 65 mln dol. i planuje postawić w Azji kilka pierwszych fabryk, w których technologia zostałaby zastosowana w praktyce. Można z powodzeniem zakładać, że efekt skali – upowszechnienie się takiego rozwiązania na całym świecie – pozwalałby zbijać cenę całego procesu. Być może aż do momentu, gdy surowiec z odzysku byłby kosztowo nie droższy, a może i tańszy, od nowo wytworzonego.
Podobnych przedsięwzięć nie brakuje – technologie cyrkularne coraz intensywniej pojawiają się w przemyśle tekstylnym, a także w branży opakowaniowej. Tu sztuka będzie się wcześniej czy później sprowadzać do optymalizacji, czytaj – zbijania – cen.
Meandry geopolityki
Demonstracyjne decyze Białego Domu po wygranej Donalda Trumpa – od wyjścia z porozumień paryskich po zielone światło dla nowych wierceń w poszukiwaniu paliw kopalnych – mogą z łatwością uchodzić za symbol odwrotu od cyrkularności w polityce światowej. Niewątpliwie te decyzje Waszyngtonu i wiele innych będą impulsem do odchodzenia od polityki klimatycznej, zwłaszcza w Europie: USA gwałtownie przypomniały nam, że żaden sojusz nie jest dany na zawsze, a budowanie silnych rodzimych przedsiębiorstw to również kwestia bezpieczeństwa. Z kolei im mniej rygorów – w tym przypadku również klimatycznych – tym szybciej się takie firmy buduje, choć zwykle nie bez ukrytych kosztów, choćby środowiskowych.
Przy czym to nie Trump uruchomił taki proces myślowy. Zrobiły to w olbrzymiej mierze Chiny, gdzie rozwój gospodarczy do dziś odbywa się kosztem klimatu, a uzyskane w ten sposób niskie ceny produktów przyczyniają się do wycinania zachodnich konkurentów, i Rosja, której atak na Ukrainę dobitnie pokazał, że delegowanie części gospodarki – w tym przypadku zaopatrzenia energetyki – na zewnętrznych graczy prowadzi do prób szantażu politycznego.
To prowadzi nas do kolejnego ogniwa w łańcuchu pętającym cyrkularność: inflacji. Wywołana w dużej mierze kosztami energii popchnęła konsumentów do poszukiwania tańszych – a więc produkowanych z pominięciem wielu rygorów – towarów. Konsumenci raczej nie chcą redukować koszyka, więc zamiast droższych ekologicznych produktów wybierają ich odpowiedniki produkowane taniej, ale niekoniecznie w przyjazny dla planety sposób.
To wreszcie zbiega się z rozkwitem e-commerce w ciągu kilku ostatnich lat. O ile kiedyś produktu wartego kilka czy kilkanaście złotych nie było warto wysyłać, dziś wygodniej odebrać go w automacie paczkowym, a nawet zamówić z dostawą pod drzwi. To pozwala zbijać koszty obu stronom transakcji, ale też sprzyja wytwarzaniu kolejnych odpadów związanych z zabezpieczeniem przesyłek. Dzięki takim prostym mechanizmom rośnie gospodarka, ale jej cyrkularna część zaczyna się kurczyć. Pytanie tylko, czy ukryte – i trudne do policzenia – koszty takiego chodzenia na skróty nie zaczną wkrótce przewyższać korzyści, jakie chwilowo udaje nam się osiągnąć.