Po uchodźcach, LGBT, sądach, mediach, władza postanowiła pójść na wojnę z Unią Europejską. – Udało się kiedyś pokonać komunę, uda się oczyścić do końca nasz polski dom – mówił prezydent Andrzej Duda o sędziach w sobotę do uczestników Karczmy Piwnej Zarządu Regionu NSZZ Solidarność. Ten sam prezydent kilka tygodni wcześniej przyjął ślubowanie na sędziego Trybunału Konstytucyjnego od Stanisława Piotrowicza, byłego prokuratora stanu wojennego i działacza komunistycznego.
– Nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy – to z kolei wypowiedź prezydenta z piątku, po tym jak Komisja Wenecka wyraziła krytyczną opinię na temat ustaw sądowych, a Komisja Europejska zdecydowała, że wystąpi do TSUE o zablokowanie prac polskiej Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Ten sam prezydent nie miał obiekcji, gdy po międzynarodowym skandalu zmieniano zapisy ustawy IPN przygotowanej w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Skąd ta zmiana narracji Andrzeja Dudy?
W maju w Polsce odbędą się wybory prezydenckie. PiS nie jest pewne zwycięstwa Dudy. W partii wiedzą, że samymi głosami zwolenników PiS wyborów prezydenckich się nie wygra, dlatego postanowiono powalczyć o skrajnie prawicowy elektorat, mając świadomość, że centrowy, liberalny i lewicowy jest poza zasięgiem władzy. Jarosław Kaczyński chce, żeby na prawo od PiS znowu była tylko ściana. Dlatego antyunijnymi wypowiedziami Duda próbuje przejąć elektorat Konfederacji.
Wtórowali mu europarlamentarzyści PiS w Parlamencie Europejskim, mówiąc o opozycji, która trzyma się niemieckiej nogawki lub jest nową targowicą.