– Brutalność, koordynacja działań i dyscyplina Rosjan wywołują strach w oddziałach walczących z Haftarem – tak starcia wokół stolicy opisał ekspert holenderskiego Instytutu Spraw Zagranicznych Jalel Harchoui.
Miasta bronią oddziały premiera Faje as-Sarradżi, stojącego na czele rządu uznawanego przez ONZ. Szturmuje zaś armia generała Chalifa Haftara, wsparta rosyjskimi najemnikami – ale nie tylko. W wojnę w Libii, po obu stronach konfliktu, angażuje się bowiem coraz więcej państw.
Siła argumentów Putina
Haftara wspiera Rosja (która zaprzecza, by wysyłała tam najemników), Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska i od czasu do czasu Francja. Rząd z Trypolisu popiera zaś Jordania i niektóre emiraty znad Zatoki Perskiej. Ale największe wsparcie niespodziewanie uzyskał on ze strony Turcji, która w ten sposób skonfliktowała się z Rosją – z której powodu pokłóciła się wcześniej z USA i NATO.
– Będziemy ochraniać prawa Libii i Turcji we wschodniej części Morza Śródziemnego. Jesteśmy bardziej niż gotowi udzielić pomocy – zapowiedział na początku grudnia turecki prezydent Reecep Erdogan. Wtedy to Ankara podpisała porozumienie z Trypolisem o współpracy wojskowej, przewidujące nawet użycie w Libii tureckich sił szybkiego reagowania, jeśli takie życzenie wyrazi legalny rząd. – Haftar nie jest legalnym przywódcą – powiedział turecki przywódca o libijskim ulubieńcu Kremla, który w latach 70. ubiegłego wieku studiował w moskiewskiej Akademii Wojskowej im. Frunzego.
W kwietniu siły bezpośrednio podporządkowane Haftarowi oraz liczne, nieregularne oddziały plemienne zaatakowały Trypolis po raz pierwszy, ale zostały odparte. Latem oddziały podporządkowane premierowi as-Sarradżi – wsparte z kolei tureckimi dronami wojskowymi – odbiły kilka miejscowości opanowanych przez siły Haftara. Atak szybko jednak utknął, ponieważ oddziały premiera też są skłóconą mieszanką różnych bojówek plemiennych oraz najsilniejszego ugrupowania podległego ministrowi obrony.