W dzisiejszej Polsce nie ma miejsca na ten tekst. Politycy skoncentrowali się w ostatnich latach na wykazywaniu różnic pomiędzy nami. W obecnej kampanii wyborczej z pewnością nie jest lepiej. Do tego dochodzą media społecznościowe, których mechanizm zamykania się w „tożsamościowych bańkach” analizowany i opisywany jest już na całym świecie. Tymczasem ten tekst piszą liberał-ateista oraz konserwatysta-katolik. Być może niektórych samo to zestawienie przyprawia o ciarki na plecach. Gdzie mogą się tacy spotkać? Ktoś powie, że co najwyżej przy rodzinnym stole – jeśli już będą musieli. Inny stwierdzi, że tam także już nie usiądą razem... Ale połączyło nas jedno: obaj od dawna obserwujemy i analizujemy polską politykę i z coraz większą troską się zastanawiamy, jaką Polskę zostawimy naszym dzieciom.
To mój kraj
Dojmujący jest dziś brak wspólnej przestrzeni publicznej. Niedostatek debaty, w której nie obraża się wulgarnie przeciwnika. Fałszywe gesty pojednania lub sojusze dla medialnego efektu zrywane pięć minut później. Zgodnie z logiką małych aren, na jakich zamykają się zwolennicy jednego pakietu poglądów, dzielimy się na coraz mniejsze grupy, które prowadzą pozorne debaty, polegające na wzajemnym potakiwaniu. Dobre uzasadnienie dla takiego postępowania zawsze się znajduje.
Ostatecznie na końcu tego procesu, który zachodzi także poza naszym krajem, znajduje się fragmentacja tego, co wspólne, uniemożliwiająca spokojną rozmowę o tym, jak zbudować przestrzeń, w której zmieszczą się wszyscy. Wiemy bowiem dobrze, że bez względu na to, czy po październikowych wyborach rząd tworzyć będzie dzisiejsza partia władzy czy dzisiejsza opozycja, to będą w Polsce dalej i konserwatyści, i liberałowie. Może więc pora, by pomyśleć, jak zbudować kraj, w którym wszyscy się pomieścimy, w którym będziemy się różnić, ale będziemy mogli powiedzieć: to mój kraj.
Wielokrotnie słyszeliśmy, że Polska nie da się już pozszywać, że nasza sfera publiczna jest zbyt podzielona. I że nie ma już w naszym kraju miejsca na niezależne myślenie, na niezależne dziennikarstwo czy autonomiczną naukę. Piszemy ten tekst w geście sprzeciwu, to próba wskazania, że poza tym, co nas ewidentnie dzieli, są także sprawy, które nas łączą. Nie ukrywamy też, że piszemy ten tekst, bo jesteśmy zatroskani o przyszłość kraju naszych dzieci.
Spraw, które nas dzielą, jest wiele. Ostatnio widać wręcz upojenie polityków podkreślaniem podziałów w sferze obyczajowej, tak jakby na co dzień obowiązywały nas wyłącznie radykalne interpretacje rzeczywistości. I jakby dało się oponenta obrazić i na zawsze zagnać do dalekiego kąta. Albo czarne, albo białe. Czy naprawdę wszyscy w Polsce zostaliśmy już radykałami?