Jak informuje "Express Ilustrowany", do uszkodzenia samochodu doszło na skrzyżowaniu łódzkich ulic pewnego deszczowego wieczora w lutym 2017 r. Kierowca wjechał w rozlewisko obejmujące oba pasy jezdni. Było ciemno, przed nim jechał rząd aut. Mężczyzna uszkodził w rozlewisku auto. Naprawa kosztowała 13 tys. zł.
O zwrot takiej kwoty wystąpił do Urzędu Miasta, a gdy dostał decyzję odmowną pozwał miasto do sądu. Twierdził, że szkoda w jego majątku powstała na skutek niedrożnego systemu kanalizacji i studzienek ściekowych, za który odpowiada miasto. W tym okresie miało ono podpisaną umowę na czyszczenie ulic z firmą zewnętrzną.
Sąd Rejonowy dla Łodzi-Śródmieścia ustalił, że faktycznie przy obfitych opadach w miejscu zdarzenia powstają rozlewiska. Oddalił jednak pozew. Stwierdził, że w dniu zdarzenia kanalizacja była drożna, choć na kratce odpływowej zalegały butelki, gałęzie i folie.
Właściciel auta odwołał się do Sądu Okręgowego. Ten zaś zmienił wyrok I instancji.
- Miasto jako zarządca drogi, na której doszło do zdarzenia winien był przeprowadzić taką organizację pracy aby zapewnić przejezdność drogi nawet w czasie intensywnych opadów - zauważył sąd. Uznał, że zlecenie oczyszczania ulic firmie zewnętrznej nie zwalniało urzędników z kontroli wykonywania tych prac.