Nie wiadomo, czy Pesa złoży protest w Krajowej Izbie Odwoławczej. Jeśli to zrobi, już ma silne wsparcie polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy uważają, że władze Warszawy, które organizowały - przetarg powinny wspierać rodzimy przemysł, a nie zagraniczną firmę.
Oprócz Pesy i Hyundaia oferty złożyło także konsorcjum dwóch firm Stadler i Solaris Tram, tyle że została ona uznana za nieważną z powodu przekroczenia terminów.
Hyundai Rotem Company należy do wielkiego koreańskiego konglomeratu Hyundai Corporation. Warszawski kontrakt byłby wejściem na rynek unijny, bo jak na razie jego tramwaje jeżdżą tylko w Stambule. Oferta Hyundaia opiewa na 1,852 mld złotych netto i była o prawie pół miliarda tańsza, niż kwota, jaką wyznaczyła Pesa - ponad 2,3 mln złotych. Hyundai zagwarantował, że pojazdy dla Warszawy będą prototypowe, wykonane dokładnie według specyfikacji znajdującej się w warunkach przetargu. - Postawiliśmy na cenę i jakość - tłumaczy prezes Tramwajów Warszawskich Wojciech Bartelski.
Tramwaje Warszawskie przeznaczyły na ten zakup 1,88 mld złotych netto (2,323 mld brutto). O wyborze decydowały kryteria: cena (64 proc.), rozwiązania techniczne (14 proc.) zużycie energii (12 proc.), plan utrzymania pojazdów (4 proc. ) i okres gwarancji (2 proc.) Pierwszy tramwaj ma być dostarczony po 22 miesiącach od podpisania umowy, a pozostałe, łącznie z ewentualną opcją do 2023 roku.
Europoseł Prawa i Sprawiedliwości, Kosma Złotowski, który wcześniej był prezydentem Bydgoszczy napisał już pismo do Komisji Europejskiej, w którym czytamy: „Decyzja ta budzi wątpliwości związane z faktem, że Hyundai nigdy wcześniej nie realizował tego typu zamówień w żadnym państwie UE. Również oferta cenowa koreańskiej firmy wydaje się zaskakująco niska, biorąc pod uwagę fakt, że nie posiada ona adekwatnego zaplecza produkcyjnego w UE do zrealizowania tak dużego zamówienia" i jednocześnie przypomina, że dwa lata temu Parlament Europejski zajął się transportem kolejowym i zwrócił się wówczas do Komisji Europejskiej o uważne przyglądanie się inwestycjom kolejowym z udziałem firm spoza UE. Chodziło wówczas zwłaszcza o niską oferowaną cenę, nieuczciwą konkurencję i zachęcanie do badania sytuacji firm pozaeuropejskich biorących udział w przetargach.