W sądzie nie da się wszystkiego zaplanować

Przyjęło się, że sąd to przede wszystkim sala rozpraw, w której odbywa się zasadnicze starcie, w jakimś stopniu też sekretariat, do którego zainteresowani mają coraz mniejszy dostęp, wreszcie korytarz, a dokładniej miejsce przed salą rozpraw. Podsądni mają tam cierpliwie czekać, ale czy sąd nie ma wobec nich obowiązków? Owszem, ma.

Aktualizacja: 12.05.2019 09:03 Publikacja: 12.05.2019 09:00

W sądzie nie da się wszystkiego zaplanować

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki MZub Marian Zubrzycki

Pierwszy obowiązek to jasna informacja o rozpoznawanych tego dnia sprawach, ale wprowadzane elektroniczne wokandy, co sąd to nieco inne, stale się przesuwające, wprowadzają, nie boję się tego powiedzieć, więcej zamieszania niż informacji. Na szczęście przezorniejsze sądy wywieszają obok tych elektronicznych stare papierowe wokandy, ale już sam ten fakt potwierdza, że elektroniczna nie spełnia w pełni zadania.

Czytaj też: Są e-wokandy, ale nie wiadomo, kto sądzi

Tymczasem sprawy mogą trwać tylko dziesięć minut. Mogą być przeniesione do innej sali na innym piętrze, a chwila nieuwagi może spowodować przegapienie rozprawy z daleko idącymi skutkami. Pierwsza rada jest taka: lepiej przyjść do sądu nie kwadrans przed rozprawą, ale pół godziny i wszystko posprawdzać. Uwaga ta dotyczy raczej większych sądów, bo w małych, w których są cztery sale na jednym korytarzu i blisko jest kiosk i toaleta, zagubienie raczej nie grozi.

Piszę o tych „urządzeniach" dlatego, że zwyczajnie mogą być one konieczne. Potrzeby toalety nie muszę tłumaczyć. Kiosk ma być po to, by kupić np. długopis czy wodę, która przy przedłużających się rozprawach czy oczekiwaniu na nie (jeśli nie wzięliśmy jej ze sobą) może być konieczna.

Niedawno mieliśmy głośną sprawę w nowej Izbie Dyscyplinarnej SN. Zaczęła się o 10.00, trwała ok. trzech kwadransów i sąd udał się na naradę. Po półgodzinie obwieścił, że ogłoszenie orzeczenia odbędzie się nie wcześniej niż po 14.00. Dzięki temu zainteresowani, głównie dziennikarze, zaczęli sobie organizować jakieś zastępcze zajęcia. Mieli przynajmniej ten komfort, że wiedzieli, że przez trzy najbliższe godziny orzeczenia nie będzie, nie muszą stać przed salą, zresztą miejsc siedzących dla wszystkich nie starcza. Przed 14.00 stanęli przed salą i czekali, czekali, rozpytując czy ktoś nie ma zbędnej wody do picia, a nie mogli pobiec do kiosku, ponieważ w każdej chwili sąd mógł ogłosić uchwalę. Dopiero ok. 16 przyszła kolejna informacja, że ogłoszenie będzie po 17, dostali więc czas na załatwienie pilnych spraw. A po 17 sąd uchwałę z uzasadnieniem i zdaniem odrębnym w sprawie ogłosił.

Takich sytuacji w sądach są tysiące. Ktoś może powiedzieć, że z powodu kilkuminutowego spóźnienia na orzeczenie świat się nie zawali, ale moje doświadczenie mówi, że najważniejsze są właśnie te pierwsze minuty. Bo choć można je potem jakoś zrekonstruować, to tracimy pełen obraz wydarzenia, a mamy do niego prawo, a dziennikarze czy prawnicy wręcz obowiązek go poznać.

W sądzie, owszem, nie da się wszystkiego zaplanować i kilku- czy kilkunastominutowe przesunięcia będą zawsze. Kiedy się przedłużają, sąd powinien o tym informować, tak by dać zainteresowanym czas na załatwienie pilnych spraw.

Nieruchomości
Sąd Najwyższy wydał ważny wyrok dla tysięcy właścicieli gruntów ze słupami
Konsumenci
To koniec "ekogroszku". Prawnicy dla Ziemi: przełom w walce z ekościemą
Edukacja i wychowanie
Nie zdał egzaminu, wygrał w sądzie. Wykładowcy muszą przestrzegać zasad
Sądy i trybunały
Pomysł Szymona Hołowni nie uratuje wyborów prezydenckich
Edukacja i wychowanie
Uczelnia ojca Rydzyka przegrywa w sądzie. Poszło o "zaświadczenie od proboszcza"
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10