Trudno polemizować z powszechnym dziś przekonaniem o przeciągających się postępowaniach sądowych. Wprawdzie nie wszystkie statystyki zdają się to potwierdzać, ale nie o to chodzi, aby dowodzić, że są kraje, w których jest jeszcze gorzej. Na pewno nie wszystkie sprawy ciągną się zbyt długo, bo wiele załatwianych jest szybko jak to tylko możliwe. Sprawa sprawie nierówna – nie można z góry powiedzieć, że długo to np. dwa lata, a miesiąc to szybkie załatwienie. Jeśli ta pierwsza sprawa była bardzo trudna, a druga banalna – to będzie dokładnie odwrotnie. Dlatego nie można wyznaczać sztywnych cezur czasowych ani narzucać terminów załatwiania spraw sądowych. Jest jedynie możliwe ostrożne stosowanie terminu „sprawności postępowania" jako kategorii z natury ocennej, względnej i niedookreślonej.
Czytaj także: Przewlekłość procesowa: sądy coraz wolniejsze
Rzeczywiste znaczenie tego pojęcia da się ustalić tylko w odniesieniu do konkretnej sprawy, przy uwzględnieniu jej natury (trudności i skomplikowania) oraz obciążenia sądu innymi obowiązkami. Dlatego ustawa z 17 czerwca 2004 r. o skardze na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy w postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki definiuje przewlekłość postępowania, że „trwa dłużej, niż to konieczne dla wyjaśnienia tych okoliczności faktycznych i prawnych, które są istotne dla rozstrzygnięcia sprawy, albo dłużej niż to konieczne do załatwienia sprawy egzekucyjnej lub innej dotyczącej wykonania orzeczenia sądowego".
Syndrom tła jako geneza współczesnej niewydolności sądów
Przełom w komunikacji międzyludzkiej dzięki informatyce wywołał wiele konsekwencji. Właśnie z tego powodu oczekiwania wobec sądów rosną ponad ich możliwości. Rewolucja na miarę Gutenberga dokonała się nie tylko poprzez komputery, ale głównie poprzez telefony komórkowe (smartfony). W ten sposób każda informacja dociera natychmiast do każdego, kto się temu nie opiera. Błyskawiczne działanie współczesnych mediów i handlu internetowego podświadomie konfrontuje się z funkcjonowaniem sądów. Sądy oczywiście przegrywają. Dlaczego? Bo przekazywanie informacji medialnych lub handlowych odbywa się za całkowitym przyzwoleniem, a nawet przy aktywnej współpracy odbiorców. W odniesieniu do sądów nie można na to liczyć. Nawet gdy jedna ze stron postępowania chce współpracować i pomagać, to druga będzie miała powody postępować odwrotnie.
Ponadto – rozpowszechnianie informacji medialnych lub handlowych odbywa się bez żadnych konsekwencji. Przekazywanie wiadomości od sądu z natury rzeczy łączy się z obowiązkami, problemami lub sankcjami. Sądy uchodzą za archaiczne i zacofane. Czy można i trzeba to zmienić?