- Przed operacją nie pobrał wyników badań tomograficznych i USG. Nie dokonał weryfikacji stanu klinicznego pacjenta. Nie wykonał także samodzielnego, kontrolnego badania USG. Tym samym, nieumyślnie pozbawił chorego, zdrowej nerki - mówiła Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Dzisiaj wrocławski sąd uznał winę Aleksandra B. i skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy lata oraz 100 tys. złotych nawiązki.
Jak informuje Radio Wrocław, w uzasadnieniu sędzia wielokrotnie powtarzała, że to właśnie Aleksander B. był osobą, która nadzorowała operację i na nim spoczywała odpowiedzialność za stan pacjenta. Fakt, że na sali operacyjnej nie było potrzebnych dokumentów i wyników badań operowanego, dawał lekarzowi możliwość wstrzymania zabiegu.
Wyrok nie jest prawomocny i pełnomocnik lekarza zapowiedział apelację.
Po feralnej operacji lekarza bronili przedstawiciele środowiska medycznego:
- To błąd w sztuce lekarskiej, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Winę ponosi lekarz, który operował. Niemniej jednak przyczyny tego błędu są złożone, także m.in. systemowe, czyli związane z pakietem onkologicznym. Pacjent szybko trafia na leczenie, ale może to skutkować niezbyt dokładną dokumentacją. W tym przypadku - ponieważ guz był duży, starano się jak najszybciej go zoperować i doszło do fatalnej pomyłki - mówił prof. Piotr Szyber, szef Kliniki Chirurgii Naczyniowej, Ogólnej i Transplantacyjnej w USK.