"Nie ma zakazu, to można"
Konstytucja mówi wprost o sześcioletniej kadencji pierwszego prezesa SN, co prezes Kaczyński rozumie jako „taki maksymalny okres bycia pierwszym prezesem przez osobę wybraną w odpowiednim trybie". Czy pięcioletnia kadencja prezydenta, czteroletnia parlamentarzystów, 9-letnia sędziów Trybunału Konstytucyjnego, to też tylko "taki maksymalny okres", który można ot, po prostu skrócić jakąś ustawą?
Prezes PiS uważa, że z konstytucji nie wynika, by kadencja Pierwszej Prezes była chroniona w ten sposób, że nie stosuje się do niej wyjątków o wieku emerytalnym czy reformie sądownictwa, które uprawniają jego zdaniem skrócenie kadencji. - Gdyby twórcy konstytucji przewidywali inaczej, toby to jakoś zastrzegli. Jest wiele metod, ale tego nie zrobiono – mówił Jarosław Kaczyński.
Czytaj także: Senat pod osłoną nocy zmienia przepisy o SN
"Prof. Gersdorf żyje i obowiązuje ją Konstytucja RP"
Nie ma co do tego mieszać sytuacji nadzwyczajnych, takich jak śmierć pierwszego prezesa - o czym też prezes Kaczyński wspomniał półżartem. Nikt poważny nie wątpi, że w takim przypadku kadencja przedwcześnie dobiega końca. Tak się stało przecież wobec śmierci urzędującego prezydenta – z czym niestety mieliśmy do czynienia przed ośmioma laty. Ale prof. Gersdorf żyje i żadna ustawa – poza zasadniczą – jej kadencji skrócić nie może. Na tym polega systemowa wykładnia prawa, do której prezes tym razem nie sięgnął, zamiast tego wykładając zapisy konstytucji przez pryzmat ustawy.
Czytaj także: Opłakane skutki konfrontacji
Zresztą w razie wątpliwości można zasięgnąć opinii twórców Konstytucji RP z 1997 r. Wielu jeszcze żyje. Nie potwierdzają, by ich celem było umożliwienie skracania kadencji pierwszego prezesa SN – ktokolwiek by nim był. Po to w konstytucji zapisano, że jego kadencja trwa sześć lat. To jest gwarancja nie tylko dla niego, ale też dla podsądnych – że przez okres kadencji nieusuwalny sędzia będzie wolny od nacisków. Wiedział o tym prezydent, legalnie powołując prof. Gersdorf na sześć lat, wiedziała ona sama – wyrażając zgodę na taki czas pozostawania na czele Sądu Najwyższego. Świadomi byli też inni sędziowie Sądu Najwyższego, przyjmując powołanie do służby na znane im lata do stanu spoczynku.