"Jesteśmy ludźmi, nie ideologią" – skandują aktywiści LGBT przeciw prezydentowi i kandydatowi Andrzejowi Dudzie. Od przedostatniej środy, kiedy głowa państwa podpisała Kartę Rodziny, do połowy tego tygodnia był to główny temat kampanii.
Przez chwilę zdawało się nawet, że zdominował ją absurdalny spór językowy. Co oznacza skrót LGBT? W rzeczywistości można uznać, że oznacza ogół mniejszości seksualnych opisanych przez te cztery literki (Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender, czyli lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe), a więc ludzi. Ale można też odnieść ten skrót jedynie do hałaśliwego i w większości państw Europy skutecznego środowiska politycznego. Niereprezentującego bynajmniej wszystkich gejów i lesbijek, za to istotnego dla heteroseksualnych polityków, działaczy i intelektualistów, bo jego postulaty są częścią programu progresywnej, indywidualistycznej przebudowy świata.
Kiedy poseł PiS Jacek Żalek próbował tłumaczyć w TVN, że jego środowisko, podejmując hasło „walki z LGBT", nie walczy z ludźmi, lecz z ideologią, został wyrzucony z audycji przez Katarzynę Kolendę-Zaleską. Wykorzystała kawałek jego zdania „LGBT to nie ludzie", aby oskarżyć polityka o odmawianie gejom i lesbijkom człowieczeństwa. Zarzut to absurdalny, a odniesiony zaraz potem do samego prezydenta Dudy. Próbując prowadzić na wiecach wyborczych podobne polemiki, awansował on nagle na głównego homofoba Polski, jeśli nie świata.
Modne stało się inne hasło kierowane przeciw rządzącej prawicy: „prawa człowieka to nie ideologia". Ale przecież już samo uznanie, że zrównanie prawne związków jednopłciowych z dwupłciowymi to niezbędny warunek liberalnej demokracji (choć obywała się bez tego prawnego rozwiązania w niektórych państwach przez setki lat), jest elementem pewnej wizji świata. Jak ją najprościej scharakteryzować? Pamiętam, jak pod koniec lat 90. w debacie z Ludwikiem Dornem feministka Kinga Dunin została spytana o adopcję dzieci przez jednopłciowe pary, temat wtedy słabo obecny nawet w polityce państw zachodnich. Występując jako prekursorka, oznajmiła, że w imię „ludzkiego prawa do szczęścia" racje takich par powinny być brane pod uwagę bardziej niż przekonanie, że dziecko zasługuje na ojca i matkę. To jest właśnie element tej wizji świata. Podobnie jak uporczywe traktowanie jako homofobii najlżejszego sprzeciwu wobec czysto politycznych żądań mniejszości seksualnych.
Czarnek to nie przypadek
A zarazem... O ile posła Żalka można ewentualnie bronić przed manipulacyjnym potraktowaniem jego wypowiedzi, o tyle poseł z Lublina Przemysław Czarnek pospieszył natychmiast z potwierdzeniem na własnym przykładzie tezy o immanentnej homofobii prawicy. Jego słowa „nie są równi normalnym ludziom" nie dadzą się obronić, nawet gdyby istotnie dotyczyły tylko pstrokatych demonstrantów obrażających uczucia estetyczne, a czasem religijne większości.