Rz: Do prokuratury trafiają pierwsze sprawy związane z tzw. patostreamami. Dotyczą nadawanych na żywo relacji internetowych zawierających różnego rodzaju treści niestosowne, a nawet karalne – od obraźliwych komentarzy, poprzez upijanie nieletnich, aż do przypadków pobić czy namawiania dzieci do rozbierania się. Dlaczego w ogóle takie transmisje są oglądane?
Małgorzata Bulaszewska: Głównie dlatego, że oglądającym wydaje się to śmieszne. I w taki też sposób te materiały są kręcone. Bo nawet nie można powiedzieć, że ludzie, którzy prowadzą patotransmisję, np. na platformie YouTube, reprezentują swoje codzienne zachowanie, pokazują to, co lubią robić, czy to, czym się zajmują. W większości jest to forma przerysowanego marketingu dla uzyskania internetowej sławy i niestety sposób na zarabianie pieniędzy.
Czy ludzie nie zastanawiają się nad tym, że właśnie widzieli transmitowane na żywo pobicie dziewczyny albo próbę wyrzucenia kogoś przez okno?
Ci, którzy to oglądają, zwykle nie biorą tego pod uwagę. Tłumaczą jednocześnie, że przecież oglądają to tylko dla tzw. beki, czyli dla rozrywki, bo przecież żaden z nich nie bije swojej matki czy dziewczyny, nie upokarza bezdomnego, upijając go wcześniej. Wielu nawet potępia takie działania. Ale są też i tacy, którzy obierają sobie za swój autorytet jednego z autorów tych materiałów patostreamowych i próbują w codziennym życiu zachowywać się podobnie jak ich idole. I to już nie jest tylko rozrywką, za tym idą konkretne konsekwencje karne.
Istnieją jeszcze jakieś granice tego, co można zobaczyć w internecie?