Dowcip sprzed lat przypomniał mi się, gdy usłyszałem, że polski fiskus ma zamiar zwolnić sprzedawców z obowiązku posiadania kasy fiskalnej, jeśli zastąpią ją aplikacją na smartfona. Jest tylko małe „ale": będą musieli dalej drukować papierowe paragony. Urzędnicy i rząd niby prą ku cyfryzacji, ale nadal tkwią mentalnie w epoce papieru i stempli. I jak diabeł święconej wody boją się smartfona. A przecież to potężne narzędzie ma aż 75 proc. dorosłych Polaków.
Cóż z tego, że administracja przenosi do internetu coraz więcej usług, a poprzednia minister cyfryzacji z pomocą banków pokonała największy problem, jakim była weryfikacja tożsamości użytkownika. Cóż z tego, skoro nasze e-usługi często przypominają radziecką elektronikę: coś zawsze utrudnia korzystanie z nich.
Czytaj także: Kasa fiskalna w komórce
Zamiast kasy aplikacja w telefonie
Po wielu testach udało się uruchomić e-dowód, czyli smartfonową aplikację mObywatel. Jest tam i dowód osobisty, i dowód rejestracyjny pojazdu, i dane o terminie badań technicznych oraz ubezpieczeniu OC. Ale nie ma... prawa jazdy, bo trzeba zmienić przepisy. No to zmieńcie! Jak PiS chce, to potrafi znowelizować ustawę ze środy na czwartek, łącznie z zatwierdzeniem przez Senat i podpisem prezydenta.
Największym problemem z mObywatelem jest to, że wiele instytucji i firm go nie honoruje. Użytkownicy skarżą się m.in., że choć można złożyć wniosek o akt urodzenia i małżeństwa, to notariusze i sądy nie akceptują formy elektronicznej, tylko papierową. Cóż z tego, że profil zaufany załatwia się przez bank, skoro ten sam bank nie honoruje mObywatela. Jeśli trzeba zmienić prawo, zmieńcie je! Tak jak zmieniło regulamin państwowe PKP InterCity, którego konduktorzy aż do lipca nie uznawali państwowego mObywatela (bilety są imienne).