Raczej trudno się spodziewać, aby udało mu się zahamować rozpędzoną już na dobre reformę wymiaru sprawiedliwości czy zmienić optykę patrzenia polityków PiS na środowiska prawnicze. Zwłaszcza że towarzysząca reformie retoryka jest konfrontacyjna. Dla polityków partii władzy wszelka krytyka czy sprzeciw wobec reform jest jedynie jękiem uprzywilejowanej kasty, która boi się utraty swoich wpływów. Kongres zapewne również zostanie tak odebrany. A zdanie „nie cofniemy się ani o krok” będzie powtarzane przy tej okazji wiele razy.
Przy takiej postawie raczej trudno oczekiwać zmiany, przełomu czy kompromisu. W efekcie kongres będzie raczej krzykiem niezadowolonych i pominiętych, którzy upominają się o prawo głosu w debacie, w sytuacji, gdy próbuje się przemeblować ich własny dom bez ich udziału.
Kongres ma szansę jednak być poważnym czynnikiem integrującym różne środowiska prawnicze, którym nie zawsze dotąd było ze sobą po drodze. Jeżeli prawnikom uda się przekonać opinię publiczną, że nie są tylko „nadzwyczajną kastą”, ale ludźmi troszczącymi się o dobro wspólne, z konkretnymi pomysłami na lepsze funkcjonowanie Temidy, będą mogli mówić o sukcesie.
Prawnicy nie mogą jednak powielić błędu, jaki popełnili sędziowie, organizując pod koniec roku kongres w Warszawie. Było to wydarzenie chybione, które wizerunkowo zaszkodziło ludziom Temidy. Był to przede wszystkim wiec poparcia dla byłego już prezesa Trybunału Andrzeja Rzeplińskiego, pokazujący egoizm i zamknięcie sędziowskich elit. Po tym wydarzeniu pozostał niesmak i przekonanie o oderwaniu tych ludzi od rzeczywistości.
Organizatorzy majowego kongresu powinni starać się podobnego scenariusza uniknąć. Krytykować, bojkotować czy godzinami rozprawiać o konstytucyjnych pryncypiach jest niezmiernie łatwo, zwłaszcza że dla niektórych sędziów stało się to wręcz sposobem na życie.