Pranie brudów, wzajemne oskarżenia, przeciąganie na swoją stronę bliższych i dalszych znajomych, ukrywanie majątku, utrudnianie kontaktu z dziećmi – to standardowy obraz rozstających się celebrytów czy bohaterów telenowel. Ale też każdy pewnie wśród swoich przyjaciół ma co najmniej jedną rozwodzącą się parę, która walczy „na noże”. Jest o czym plotkować. Ciszej o tych, którzy po prostu w zgodzie załatwiają swoje sprawy i formalności, bo uznali, że osobno będzie im lepiej niż razem. Zwłaszcza jeśli nie dorobili się jeszcze dzieci i mogą w tej całej układance myśleć, mówiąc wprost, przede wszystkim o własnym szczęściu.
Szybkie rozwody. Kogo obejmą uproszczenia planowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości
I właśnie im mają pomóc przepisy, które od dłuższego czasu przygotowuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Idea tzw. szybkich rozwodów dla bezdzietnych i nieskłóconych par jest moim zdaniem z gruntu słuszna. Czasy się zmieniły, decyzję o rozstaniu podejmuje się łatwiej, bez oglądania się choćby na to, „co ludzie powiedzą”. Coraz rzadziej decydujące są tu też czynniki ekonomiczne. I jeśli dwoje dorosłych ludzi potrafi się dogadać, nie ma sensu fundować im stresu związanego z rozprawą w sądzie, długim oczekiwaniem na orzeczenie (wszak polskie sądy są zawalone sprawami) i podszeptami „życzliwych”, by jednak każde wzięło sobie dobrego prawnika i spróbowało coś ekstra wyszarpać dla siebie.
Czytaj więcej
Trwają prace nad wprowadzeniem możliwości pozasądowego rozwiązania małżeństwa. Ministerstwo Sprawiedliwości chce powierzyć to zadanie urzędom stanu cywilnego, ale gotowość do tego deklarują wciąż notariusze.
Szybkie rozwody jednak nie u notariusza. Dlaczego notariusz lepiej by się sprawdził niż urzędnik stanu cywilnego?
Niepokoi mnie jednak, że – jak dowiedziała się „Rzeczpospolita” – ministerstwo skłania się do tego, by owych szybkich rozwodów udzielali urzędnicy USC, a nie również albo głównie notariusze. To ci drudzy wykonują przecież tzw. zawód zaufania publicznego, z czym wiążą się szczególne obwarowania i gwarancje dla ich klientów. I to do rejentów tak czy inaczej trafią rozwiedzeni przez urzędnika ludzie, by dopiąć zwykle towarzyszące rozstaniom sprawy majątkowe. Ponadto kancelarii notarialnych jest sporo więcej niż urzędów stanu cywilnego. Jeśli zatem chcemy deregulować rozwody, po co jednocześnie komplikować sprawę?
Czytaj więcej
Pozasądowe rozwiązywanie małżeństwa. Kto zyska, a kto straci na tym rozwiązaniu?