I teraz wyobraźmy sobie, że jakieś obce wojska wkraczają do Polski. Czy prezydent „może" nie wprowadzić stanu wojennego? Co znaczy „może"? W teorii prawa i w logice modalnej „może" znaczy, że „wolno". Wolno w jakiejś sytuacji coś zrobić, jeśli są przesłanki dla zrobienia tego, czego bez ich zaistnienia zrobić nie wolno. Nie wolno wprowadzić stanu wojennego bez zewnętrznego zagrożenia państwa lub zbrojnej napaści na terytorium Rzeczypospolitej. Ale czy mimo takiego zagrożenia lub napaści wolno go nie wprowadzić?
Jeżeli zatem art. 228 ust. 1 konstytucji stanowi, że „w sytuacjach szczególnych zagrożeń, jeżeli zwykłe środki konstytucyjne są niewystarczające, może zostać wprowadzony odpowiedni stan nadzwyczajny", to czy w sytuacji, gdy istnieje „szczególne zagrożenie", z powodu którego „zwykłe środki konstytucyjne" są niewystarczające i trzeba skorzystać ze środków „niezwykłych" – jak zakaz prowadzenia działalności gospodarczej czy wychodzenia z domu – można nie wprowadzić stanu nadzwyczajnego?
Odpowiedź jest tak samo oczywista, jak w przypadku napaści na terytorium RP. Z tym że napadającym nie są obce wojska, tylko obcy wirus. Ale jak nauka prawa „może" sobie z tym problemem poradzić dziś w sytuacji nadzwyczajnej, skoro od lat w sytuacji zwyczajnej nie mogła sobie z tym poradzić – jak w moim ulubionym prawie podatkowym. Skoro uczeni i sędziowie przez całe lata twierdzili, że jak organ podatkowy coś „może" – np. umorzyć zobowiązanie podatkowe – to znaczy, że nigdy nie „musi", bo jest to „swobodne uznanie administracyjne", to dziś „muszą" się pogodzić z tym, że prezydent nie musi wprowadzić stanu nadzwyczajnego.
Czytaj także: Koronawirus. Sędziowie: mamy do czynienia ze stanem klęski żywiołowej