Czy tak duże poruszenie, a wręcz strach związany z wprowadzaniem nowelizacji ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa (która wdraża tzw. dyrektywę NIS2 do prawa polskiego) jest uzasadnione? Czy to naprawdę będzie aż taka rewolucja? Zwłaszcza że już pewne przepisy w tym zakresie mamy.
Nie mówiłbym raczej o strachu, tylko o odpowiedzialności. Zwiększenie standardu ochrony przed cyberzagrożeniami jest konieczne. Trzeba podejmować stanowcze kroki, także legislacyjne, aby sprawnie reagować na aktualną sytuację geopolityczną, chronić przed cyberatakami zarówno instytucje państwowe, jak i obywateli. Dyskusja o cyberbezpieczeństwie jest potrzebna, powinna się toczyć i przekuć w konkretne ustawowe rozwiązania. Poruszenie jest reakcją względem przyjętych, rewolucyjnych rozwiązań, a zaniepokojenie wiąże się z tym, że Ministerstwo Cyfryzacji opublikowało kolejny projekt nowelizacji w ubiegłym miesiącu, który jednak nie rozwiązuje istoty problemów.
Czytaj więcej
Choć ministerstwo cyfryzacji uwzględniło sporo postulatów przedsiębiorców, np. w zakresie kontroli, kar i audytów, to przepisy budzące największe ich obawy nie będą zmienione.
Często słyszy się krytyczne głosy o zbyt szerokim zakresie normowania ustawy. Tym czasem sama dyrektywa NIS2 wskazuje 17 sektorów objętych tymi przepisami (10 kluczowych i 7 ważnych).
Rolą władz było dostosowanie ogólnych wymagań dyrektywy do specyfiki polskiej sytuacji. Trzeba mierzyć siły na zamiary i skupić się na tych sektorach, które wymagają wzmożonej uwagi, zwłaszcza w początkowym okresie obowiązywania przepisów. Rolą państwa jest priorytetyzacja określonych obszarów w kontekście cyberbezpieczeństwa, a przyjęcie identycznych wymagań dla/w odniesieniu do tak różnych sektorów nie świadczy o prawidłowym ustaleniu priorytetów. W Czechach np. skupiono się na czterech obszarach.