W felitonie zatytułowanym „Czy idziemy w stronę stagflacji” opublikowanym w Rzeczpospolitej (25.02.2020) prof. Witold Orłowski snuje raczej niepokojący obraz przyszłości gospodarczej kraju. Z głównymi tezami tego felietonu trudno się jednak zgodzić. Mam wrażenie, że intencją tego felietonu jest raczej szerzenie paniki – i „wbijanie szpilek rządowi” - niż rzeczowy osąd sytuacji.
Już sam termin „stagflacja” może wzbudzać jakiej nieokreślone (a więc i groźne) skojarzenia. Tymczasem o stagflacji mówi się wtedy, gdy jednocześnie występuje, uporczywie, bardzo wysoka inflacja i bardzo wysokie bezrobocie. Obecnie bezrobocie jest bardzo niskie (co prof. Orłowski sam przyznaje). Obecnej sytuacji nie można więc żadną miarą określić mianem stagflacji. Ale może faktycznie idziemy w stronę stagflacji? Otóż nawet gdyby przyjąć, że wysoka inflacja się utrwali, to potrzeba by jeszcze, aby powróciło wysokie bezrobocie. Tymczasem, sam autor roni łzy nad pogłębiającym się deficytem siły roboczej, zwłaszcza w perspektywie kilku następnych lat. Oczywiście, deficyt siły roboczej jest raczej przeciwieństwem bezrobocia...Trzeba się na coś zdecydować: mamy się obawiać wysokiego bezrobocia czy wysokich niedoborów pracowników?
Witold Orłowski oczekuje też wysokiej inflacji, którą przypisuje – wyłączając zjawiska incydentalne – przede wszystkim rosnącym płacom (te zaś z kolei spadającemu bezrobociu). Otóż związek pomiędzy zmianami stopy bezrobocia a tempem wzrostu średniej płacy nominalnej w sektorze przedsiębiorstw jest od dłuższego czasu żaden. Ściślej mówiąc, od początku 2014 r. (gdy rozpoczął się systematyczny spadek stopy bezrobocia od poziomu 14 proc. – do obecnych 5.5 proc), tempo wzrostu płacy jest praktycznie nieskorelowane ze zmianami stopy bezrobocia.
Tempo wzrostu przeciętnego miesięcznego nominalnego wynagrodzenia brutto i wskaźnik inflacji (względem analogicznego miesiąca roku poprzedniego), w proc. / Źródło: GUS.
Związek rosnących płac z inflacją jest również iluzoryczny (por. wykres). Jak widać, od połowy 2014 r. do listopada 2016 r. mieliśmy do czynienia z deflacją – obniżaniem się wskaźnika cen detalicznych. W tym czasie średnia płaca rosła systematycznie (nominalnie o blisko 4 proc. – a realnie jeszcze bardziej!). Dalszy, przyspieszający, wzrost płacy (od początku 2017 r. do maja 2018 r.) przebiegał przy umiarkowanej (a nawet obniżającej się inflacji). Inflacja przyspiesza od początku 2019 r. – przy hamującym tempie wzrostu płacy średniej. „Teoria” inflacji prof. Orłowskiego nie wytrzymuje więc konfrontacji z faktami.